poniedziałek, 28 grudnia 2015

Nie właź na krokodyla


To jest krótki film o zabijaniu ;) Czyli o ignorowaniu intuicji. Podobnie wygląda związek z psychopatą - jeśli nawet jakaś bidna krówka właśnie zginęła w paszczy krokodyla, my po odpowiednim praniu mózgu (np. przez "życzliwych" zmanipulowanych wcześniej przez psychopatę "doradców") możemy uwierzyć, że to wcale nie był krokodyl, tylko zwykły drewniany bal, a krówka umarła zwyczajnie ze starości albo żyje, tylko wyjechała do Ameryki. "Krówką" może być też kawałek nas - nasze wartości, zainteresowania, przyjaciele, zdrowie czy praca. Te wszystkie sfery życia także mogą po kolei ginąć w paszczy krokodyla, jeśli nie wypowiemy stanowczej wojnie własnej głupocie, która chce, żebyśmy pozostały ślepe i głuche na oczywiste niepokojące sygnały.

Z okazji zbliżającego się Nowego Roku życzę zatem otwartych oczu, bystrego umysłu, coraz większej samoświadomości, a przede wszystkim - szacunku do samych siebie!

sobota, 19 grudnia 2015

Dlaczego warto odgryźć sobie nogę, czyli kolejna notka przedświąteczna ;)

Jak wiadomo, niektóre zwierzęta napadnięte przez agresora, potrafią zostawić mu na pożarcie ogon czy nogę, jeśli może im to uratować życie. Podobnie z nami. Jeśli napada na nas drapieżnik, to dlatego, że stanowimy w jego oczach cenną zdobycz. Jeśli zaś my, mimo licznych strat, z jakiegoś powodu tkwimy w bagnie, szukając "racjonalnych" wytłumaczeń uzasadniających taki stan rzeczy, może to oznaczać, że albo utraciłyśmy już zupełnie instynkt samozachowawczy, nie mamy siły, zachorowałyśmy w sensie klinicznym (notka o tych przyczynach trwania w chorym związku ukazała się jakiś czas temu), albo też... coś nam ten związek "załatwia" i nie do końca chcemy z niego zrezygnować. 

O ile bywają toksyczne związki trwające całe życie, o tyle związek z psychopatą trwa do momentu wyeksploatowania ofiary do cna i / lub uwiedzenia kolejnej. Pozostawanie w nim jest zatem ryzykowne choćby z tego powodu - z tym, co popchnęło nas w ramiona psychopaty i tak będziemy musiały zmierzyć się samotnie - prędzej czy później. A co to może być? O poszukiwaniu miłości, pragnieniu wyjątkowości i innych normalnych i ludzkich dążeniach już pisałam. Teraz chcę skupić się na namierzeniu cech wynikających z naszej niedojrzałości. Bez zwalczenia ich nawet po ucieczce od psychopaty, powielimy ten sam schemat w innej relacji. Te cechy to właśnie nasz "ogon jaszczurki". A może być to:

:: autodestrukcja. Podświadomie żywimy przekonanie, że szczęście, trwała radość, spokój i dobrostan z jakichś powodów należy się może innym, ale na pewno nie nam. W efekcie podświadomie szukamy związków dla nas niedobrych, sądząc, że one się nam po prostu należą, "bo tak mamy". Nieprawda, nie "mamy tak", tylko ktoś nas tego kiedyś nauczył, a my w to uwierzyłyśmy. Teraz czas na przestawienie zwrotnicy. Szukajmy tego, co przynosi nam radość - wybierajmy ludzi, którzy nas akceptują, lubią, wspierają i nie dołują, Wybierajmy miejsca i aktywności, które nas cieszą. Ciuchy, w których czujemy się sobą, a nie takie, które "wypada" nosić, BO CO LUDZIE POMYŚLĄ. Ludzie i tak pomyślą to, na co będą mieli ochotę, a ci, którym naprawdę na Tobie zależy, będą Cię uwielbiać nawet wtedy, kiedy przebierzesz się za własną prababkę.

:: unikanie odpowiedzialności. Związek z psychopatą dla osób obawiających się samodzielnych decyzji i  ponoszenia ryzyka jest idealnym rozwiązaniem. I choć de facto wiąże się on z ryzykiem ekstremalnym, narażając nas na utratę zdrowia, a nawet życia, to jednak silnie wdrukowane podświadome uwarunkowania sprawiają, że bardziej boimy się tworów własnej wyobraźni (np. przekonania o tym, iż kiedy zostaniemy same / powiemy "nie" / zmienimy pracę stanie się COŚ STRASZNEGO) niż realnego niebezpieczeństwa pozostawania w totalnie chorym układzie. Psychopata stwarza pozory siły i opieki. To nam się z początku podoba. Jesteśmy nareszcie wdzięczną Calineczką, a nie wiecznie umordowanym Kopciuszkiem z dziesięcioma siatami. Tyle że za chwilę okazuje się, że Calineczek w życiu naszego królewicza jest więcej, a zainteresowanie nimi kończy się wraz z wygaśnięciem terminu przydatności do spożycia (czyli naszej urody, wesołego usposobienia, zdrowia, a przede wszystkim: nieustającego podziwu dla królewicza, niepostrzeżenie przedzierzgniętego /fajny wyraz, pasuje do psychopaty ;)/ w despotę). 

Sto razy bardziej zatem niż czekanie na wybawiciela-na-srebrnym-rumaku opłaca się po pierwsze przestać się bać własnych postanowień i ponoszenia za nie odpowiedzialności - zwłaszcza, że jedna z niewielu decyzji, której NAPRAWDĘ powinnyśmy się bać, to ta o pozostawaniu w jakiejkolwiek relacji z psychopatą. Ryzyko związane ze zmianą pracy, przeprowadzką czy remontem nie wiąże się z PEWNOŚCIĄ PORAŻKI. To naturalne, że jako istoty społeczne potrzebujemy wsparcia. Szukajmy go więc tam, gdzie rzeczywiście możemy je znaleźć, czyli wśród życzliwych i BEZINTERESOWNYCH ludzi. Psychopata nigdy nie podejmuje działań bezinteresownych, jego z pozoru szlachetne decyzje to inwestycje. Głównie w wizerunek. Nie szukajmy zatem opieki i ciepła w ramionach pytona. Otoczmy się normalnymi ludźmi. Że czasem upierdliwi, zbyt powolni, zrzędliwi? Są tacy dlatego, że są NORMALNI. Mają ludzkie wady. 

Psychopata działa natomiast jak torpeda i zapewnia na początku znajomości pełen pakiet wszelkich usług na najwyższym poziomie dlatego, że uczestniczy wówczas w rozmowie kwalifikacyjnej. Kiedy dasz mu się oczarować, zaufasz mu i podpiszesz z nim pełnoetatową umowę na czas nieokreślony, z gwarancją monopolu na świadczenie usług, udzielając jednocześnie wszelkich pełnomocnictw do firmowych kont, wtedy dopiero zobaczysz, ile ten cały teatr był wart. 

:: "To dla mnie zbyt zwyczajne". Tu kłania się grzech pierworodny. Nadal chcemy być "jak bogowie". Zwykła praca, zwykły facet, zwykła rodzina, znajomi, miasto, kraj? Zwykli my? Ze zwykłym ciałem, ludzkimi emocjami, wadami, zaletami, gorszymi i lepszymi dniami, ograniczonymi możliwościami? NIE. My chcemy być MEGA. I mieć wszystko MEGA. Najlepszą figurę, najpiękniejszy dom, najbardziej niesamowitego faceta, odlotową pracę, najzdolniejsze dzieci. Nie mam oczywiście nic przeciwko zdobywaniu jak najlepszych kwalifikacji, dbaniu o urodę, stawianiu sobie wielkich celów i nieograniczaniu horyzontów naszych marzeń. Ale to nie może być pogoń za doskonałością rodem z Lorda Farquaada (vide: Shrek). Nasze życiowe zadanie to stawanie się doskonałymi, ale w miłości. Nie w naiwności, nie we współuzależnieniu, ale w miłości - do Boga, do siebie i do innych. A to zakłada pokorę, zgodę na własne i czyjeś ograniczenia, łagodność, cierpliwość, wierność, akceptację drugiego człowieka takim, jakim jest.

 Nie da się tego nauczyć w tydzień ani miesiąc, takiej postawy uczymy się latami. Przynosi ona piękne owoce, ale też wymaga dyscypliny, wyrzeczeń i poskramiania egoizmu. My tymczasem nie raz wzruszamy się zdjęciami starszych ludzi idących przez park i trzymających się za ręce, 



a jednocześnie chcemy, żeby nasze życie przypominało raczej nieustający pokaz fajerwerków niż składało się z robienia zakupów, obierania ziemniaków i wieszania prania.  Fajerwerki też są oczywiście od czasu do czasu potrzebne, ale warto mieć na uwadze, że nie muszą one wcale świadczyć o narodzinach wielkiej miłości. Nie dajmy się zatem łapać na tani blichtr, bo możemy skończyć w piwnicy Fritzla.


Psychopata w życiu codziennym nie zaoferuje nam wsparcia, spokoju, miłości ani wierności, za to wyda miliardy na inaugurujący naszą znajomość pokaz sztucznych ogni. Wszystko będzie NIESSSSAMOWITE, JEDYNE, WYJĄTKOWE, NIEPOWTARZALNE, KOSMICZNE, MIĘDZYGALAKTYCZNIE i posiadające siłę torpedy. Jeszcze nigdy nie przeżył takiej "miłości", jeszcze żadna kobieta mu się tak strasznie nie podobała, jeszcze nigdy nie spotkał kogoś tak IDEALNEGO. Bullshit, Babe. Jeśli nie włożymy tych tekstów w nawias i nie wykonamy potężnego wysiłku przyjrzenia się mimo zalewających nas emocji, CZYNOM, bardzo nas zaboli, kiedy za miesiąc czy rok odkryjemy, że te same miny / serduszka / niski i uwodzicielski timbr głosu kierowane są już do innej adresatki. Jeśli zaś w porę się opamiętamy, wówczas taki "forward" jego uwagi przyjmiemy ze szczerym rozbawieniem.  

Podsumowując - im więcej w nas dojrzałości, tym mniej grozi nam sajko-atak. I jeszcze jeden bonus - tylko wówczas mamy szansę na przeżywanie naprawdę pięknych i wartościowych relacji. Czy to przyjacielskich, czy miłosnych. Dojrzałość przekłada się także na relacje służbowe. A zatem - dużo siły i mądrości życzę wszystkim z okazji Świąt! Żadna z nas nie musi żyć byle jak :)



środa, 9 grudnia 2015

Pier... pierniczki, czyli uwaga na pieski

To jest Notka Ostrzegawcza. Idą Święta. To bez wątpienia czas szczególny - może być bardzo piękny, może też być niezwykle bolesny. Dla porzuconych przez psychopatów ofiar to czas smutku, poczucia osamotnienia i tęsknoty, dla tych z kolei, które zdecydowały się na ucieczkę, to okres zmasowanej jazdy psychopaty po emocjach. Co znajdziemy w świątecznym sajko-pakiecie? 

- dziesiątki, a może nawet setki połączeń telefonicznych.
- setki, a może nawet tysiące smsów (kocham, żegnam, umieram)
- liczne zdania zaczynające się od "ja tylko" ("ja tylko chciałem życzyć Ci wszystkiego dobrego" / "ja tylko liczyłem na Twoją większą wyrozumiałość i bardziej ludzkie traktowanie" / "ja tylko chciałem usłyszeć twój głos w tę szczególną, jedyną w roku noc..."
- pojazd zmysłowo - kulinarny: "wszędzie wokół skrzą się płatki śniegu / choinkowe światełka, pachnie cynamon i pierniczki, panuje niepowtarzalna, świąteczna atmosfera, ludzie godzą się i wybaczają sobie..." /A TY, BABO WREDNA A NIECZUŁA, ŚMIESZ MIEĆ MNIE W DUPIE?!!/
- prezenty - takie-o-jakich-marzyłaś bądź zbyt drogie, nieadekwatne czy krępujące. Na dodatek z dostawą do domu - chcesz tego, czy nie ;)
- oświadczyny ("prezent" oferowany niezależnie od stanu cywilnego psychopaty)
- INNE.

Wszystko to osobom mocno zakorzenionym w konkrecie, mało podatnym na manipulacje bądź świadomym już stosowanych przez psycholi technik, może wydać się śmieszne, groteskowe bądź żałosne. Jeśli jednak jeszcze nie do końca zdałyśmy sobie sprawę (bądź nie do końca uwierzyłyśmy w brutalną prawdę), że to  pułapka, a nie "cudowne przebudzenie" bądź wyraz miłości, możemy ulec sentymentalizmowi - zwłaszcza w okresie świątecznym, kiedy każdy chce czuć się potrzebny, zaopiekowany, cieszyć się bliskością ukochanych osób i ich ciepłem.  

Pamiętajmy jednak, że to, co bije od psychopaty to jedynie fałszywy ognik sztucznego kominka. Nie ogrzejesz się przy tym, a jeszcze Cię prąd kopnie. Gwarantuję, że więcej ciepła zaznasz od kota, życzliwej sąsiadki, miłej pani w sklepie albo od ekscentrycznej ciotki z Ameryki, która przyjeżdża na Święta co 5 lat, stając się dopustem Bożym dla całej rodziny. Ciotka wyjedzie, a przyklejonego do siebie świątecznym lukrem psychopaty już tak łatwo od siebie nie oderwiesz. Odejdzie dopiero razem ze skórą. 

Apeluję więc o konsekwencję w tym trudnym dla wielu ofiar czasie - zamiast na braku, można spróbować skoncentrować się na tym, co mamy. Odzyskany po wielu wysiłkach spokój to potężna wartość, szkoda się jej pozbawiać przez chwilę sentymentalnego braku rozwagi. Sentymentalizm nie ma zresztą nic wspólnego z miłością. Facet, który serio Cię kocha, raczej nie będzie Ci tego powtarzał pierdyliard razy dziennie, wijąc się na dodatek po podłodze we łzach. Psychopata za to - jak najbardziej. Tysiące słów, pieski, kotki, serduszka, gwiazdki, aniołeczki - co tylko chcesz. Uważaj jednak, bo w papier z nadrukiem w słodkie kotki może być zawinięta porządna, ostra i ciężka SIEKIERA. 

Podsumowując: stopień Twojej czujności powinien wzrastać wprost proporcjonalnie do liczby otrzymywanych serduszek i piesków. Zwłaszcza, jeśli za pieskami nie idą czyny. W normalnym związku pieski występują sinusoidalnie i to też raczej na samym początku zakochania, a i to nie zawsze. Kombinacja piesek + agresja na ogół oznacza psychopatę. Facet, dla którego naprawdę jesteś ważna, traktuje Cię z grubsza cały czas podobnie, a relacja posiada swoją naturalną dynamikę. W związku z psychopatą raz siedzisz na strychu, a raz w piwnicy. Wysokie "C" przeplata się z głęboką depresją. 

Zwróć uwagę, że produkcja waty słownej wiele nie kosztuje. Psychopacie służy ona jedynie do osiągnięcia CELU - ponownego uwiedzenia Cię, omamienia obietnicami bądź rozbudzenia nadziei na szczęśliwe-ever-after. Zamiast na słowa, patrzmy na czyny, a przede wszystkim - obserwujmy sygnały własnego organizmu - czy dobrze śpimy, mamy apetyt, czy chce nam się żyć, bawić i śmiać, czy czujemy się spokojne i rozwijamy się? Jeśli tak nie jest, być może wynika to właśnie z faktu, że nie otrzymujemy prawdziwej miłości, ale imitujące ją sentymentalne narkotyki. Samymi pieskami człowiek się nie naje - że zakończę akcentem chińskim ;)



PS. Nie mam nic do piesków ;)

poniedziałek, 7 grudnia 2015

Łod de Fak

W czasie związku z psychopatą zdanie "what the fuck?!" pojawia się najpierw sporadycznie, później - coraz częściej, aż w końcu - bez przerwy. Stan tuż-po-ucieczce to właściwie permanentnie wyświetlający się w głowie komunikat: "!@#$$%$%%%%^^^*()%EW#%%%^???!!!!". 

Jak się tego pozbyć? Tu raczej nie zadziałają metody w rodzaju: "wypłacz się, wykrzycz, posmuć, a potem umaluj usta, zajmij czymś innym i w ogóle zacznij nowe życie". Może niektórzy to potrafią, większość ofiar jednak, żeby rzeczywiście się uwolnić, musi ZROZUMIEĆ, z czym miało do czynienia. To trudny proces, wymagający wielkiego nakładu sił. Ale dla tych, którzy zdecydują się go przejść - bardzo opłacalny. Z własnego doświadczenia wiem, że po zakończeniu tak toksycznej relacji jak związek z psychopatą, mózg przypomina komputer zrzucony z dziesiątego piętra. Naprawa sprzętu wymaga długiej i precyzyjnej pracy, w głowie wyświetlają się kolejne wykrzykniki i znaki zapytania, poradzić trzeba sobie nie tylko z nimi, ale i z bólem, rozczarowaniem, poczuciem upokorzenia, złością i smutkiem. A przy okazji - ogarniać codzienną rzeczywistość - głównie po to, żeby wszyscy Ci dali święty spokój, żeby upozorować, że jakoś-sobie-radzisz i żeby móc oddać się ulubionemu zajęciu - czyli odizolowaniu od wszystkich i rozkminianiu, o co tu, k..., chodziło?!

W walce o przywrócenie postradanych zmysłów nieodzowne są książki (szczególnie polecam oczywiście "Moje dwie głowy", a dla osób władającym angielskim - publikację pt. "Psychopath Free"). Wiedza ta przynosi zarazem ulgę ("nie zwariowałam, ktoś już wcześniej nazwał i opisał to zjawisko, które przyniosło mi tyle bólu"), jak i uruchamia kolejne kaskady trudnych emocji ("nie byłam żadną >>miłością jego życia<<, byłam naiwną, szukającą miłości kobietą, która dała się uwieść i zmanipulować" / "jakie to straszne" / "jak tak w ogóle można" / "kim w ogóle są tacy ludzie??!"). To normalne i zasadne pytania, nie da się ich zamieść pod dywan postulatem: "ruszam do przodu, zapominam o draniu". Choćby się bardzo się tego chciało. Na przeżycie tego wszystkiego potrzeba sporo czasu, nie da się ominąć kolejnych faz żałoby. Kiedy jednak się wreszcie wszystko ZROZUMIE, zaczyna się zdrowieć.

Uwaga - zrozumienie oznacza przyjęcie do wiadomości, że istnieje takie zjawisko jak psychopatia, rozpoznanie jego objawów i skutków, a w dalszej kolejności - pogodzenie się z tym, że tak się niestety stało, iż dane nam było poznać je bliżej. Warto też odkryć, DLACZEGO, czym omamił nas psychopata, w którym momencie zignorowałyśmy intuicję i wybrałyśmy toksynę. Zrozumienie w żadnym wypadku nie oznacza prób dotarcia do istoty zjawiska psychopatii. Rozważania o tym, czy przyczyna zachowania krzywdziciela to świadomy wybór zła, wadliwe funkcjonowanie hipokampu czy może chora relacja z prababką, są dla nas bez znaczenia. Chyba że zajmujemy się tym problemem naukowo. Mamy za zadanie przyswoić dwie proste sprawy:

1. Psychopaty nie da się wyleczyć.
2. Związek z psychopatą stanowi poważne zagrożenie dla życia i / lub zdrowia.

Tu nie ma kompromisów, nie ma "przyjacielskich rozstań" ani "zachowywania tego, co dobre". Niestety - w związku będącym FIKCJĄ, nic nie jest dobre. Trudno się z tym pogodzić, trudno wyrzucić do kosza ileś zmarnowanych nerwów i czasu, ale warto to zrobić. Tylko w ten sposób wychodzimy ze świata iluzji i mamy szansę na odzyskanie kontaktu ze sobą i z innymi.

Warto pozbyć się także złudzeń, że kiedyś wrócimy do "stanu sprzed związku z psychopatą". Nie wrócimy. Nie będziemy już identyczne, nie ma sensu się za tym stanem uganiać - w efekcie można bowiem wcale nie przeżyć wewnętrznej przemiany, tylko nadal usiłować zaprzeczać rzeczywistości. Przez nasze życie przeszła wojna atomowa? Przeszła. No to pogódźmy się z tym i nie udawajmy, że jej nie było.

Kiedy weźmiemy to na klatę, mamy szansę na niesamowity rozwój, dotykający nieznanych dotąd obszarów naszej osobowości. Kiedy zaczniemy dostrzegać pierwsze jego owoce, zrozumiemy, że wcale nie chcemy znowu stać się tymi osobami, którymi byłyśmy kiedyś. To w końcu tamta wersja nas okazała się podatna na manipulację, szantaż i wykorzystywanie. Niekoniecznie mamy ochotę być właśnie taką wersją samych siebie. Możemy być silne, mądre i piękne, nie musimy już wracać do kłamstw, nieodpowiedzialności, lekkomyślności bądź życia w lęku i niewolnictwie.

Wszystkim mądrym i nie-naiwnym śpiewa pięknie Andrzej Zaucha ;)

Pij tylko mleko, zakrywaj dekolt,
A nie będziesz liczyć straconych lat.
Baw się lalkami - chłop to dynamit,
Nie bądź głupia - zobacz w co się tu gra.

Pilnuj się, nie bierz wyznań serio
I wcześnie kładź się spać.
Nie miej ochoty na żadne wzloty.
PATRZ!


piątek, 4 grudnia 2015

Kochaj, więc rzuć

Tytuł odnosi się rzecz jasna do mądrej miłości do siebie i porzucenia wszystkiego, co nas niszczy, upokarza, zniewala i blokuje. Lepiej być porzuconą/ym przez psychopatę, czy odejść samej/samemu? Na początku chyba warto uściślić - nie "odejść". Zwiać. Okupione jest to ogromnym wysiłkiem, uważam jednak, że zdecydowanie warto go podjąć. Po co? A no po to, że przebywanie w strefie wpływów osoby psychopatycznej totalnie rujnuje zdrowie fizyczne, psychiczne, duchowe i emocjonalne. Im szybciej to do nas dotrze, tym krótszy będzie czas bolesnej rekonwalescencji. Pozostanie z psychopatą dopóty, dopóki to on nie zdecyduje się nas porzucić, znalazłszy sobie nową ofiarę, to spore ryzyko. Myślę, że wiele ofiar decyduje się jednak na uporczywe trwanie w nieszczęśliwym dla siebie układzie tak długo, jak życzy sobie tego psychopata. Powodów jest kilka:

1. Strach. Czujemy przez skórę bądź wręcz mamy wiedzę o tym, do czego zdolny jest psychopata, kiedy zdecydujemy się postawić na swoim. Możemy obawiać się nie tylko przemocy fizycznej, ale i emocjonalnej. Jego obrobienia nam d... wśród wspólnych znajomych, zrobienia z nas wariatki etc. Możemy czuć się jak mafioso, który ma dość swojej przestępczej grupy, a jednak boi się ją opuścić, w obawie przed zemstą. Ta obawa bywa niestety w wielu przypadkach uzasadniona. Dlatego dobrze decydując się na ucieczkę, zawczasu poszukać wsparcia - rodziny, przyjaciół, profesjonalistów. Oni nas utwierdzą w słuszności podjętej decyzji i wesprą w procesie zdrowienia. A kiedy trzeba - zapewnią nam także ochronę, w szczególności wówczas, gdy psychopata łamie prawo.

2. Poczucie porażki. Związek z psychopatą pochłania olbrzymią ilość... wszystkiego. Czasu, zdrowia, uczuć, emocji, energii. Jeśli zainwestujemy w coś tak wiele, ogromnie trudno jest nam przyznać się do porażki. Możemy wówczas czuć, że to nie tak miało być, że nie jesteśmy spełnione, spokojne i szczęśliwe, tylko chore, rozedrgane i przerażone, ale wciąż usiłować jakoś zracjonalizować sobie ten stan - że może to pogoda, a nie toksyczny związek, że może teraz jest trudniej, ale "z czasem się to JAKOŚ wyprostuje", że może jesteśmy PRZEWRAŻLIWIONE (ulubione, obok "nadinterpretacji" słowo psychopatów), że generalnie związki to trudna sprawa, a Maciejowa z klatki obok też narzekała na swojego męża. Możemy tak próbować racjonalizować sobie tkwienie w uzależnieniu, nie zmienia to jednak faktu, że kiedyś będziemy musiały stanąć oko w oko z odebraniem nam narkotyku. I lepiej, jeśli to będzie nasza, a nie psychopaty, decyzja.

3. Wycieńczenie. Chory związek prędzej czy później doprowadzi nas do takiego stanu. W momencie, kiedy nie śpimy kilka nocy z rzędu, malujemy oko szminką, a patrząc na laptopa, nie umiemy przypomnieć sobie słowa "komputer", trudno o racjonalną refleksję, a już na pewno o konsekwencję w jakiejkolwiek decyzji. Psychopata cieszy się naszym stanem, ponieważ jesteśmy wówczas bezbronne i podatne na każdą jego manipulację. Stan skrajnego wyczerpania nerwowego może jednak być dla nas zbawienny, jeśli po pierwsze - przeżyjemy go, a po drugie - jeśli stanie się on naszym dnem, od którego mimo wszystko zdecydujemy się odbić. Rada dla tych, którzy tego właśnie chcą, ale wydaje im się to zupełnie nierealne? Skupić się na obranym kierunku, nie na prędkości czynionych postępów. Czasem będzie nam się wydawało, że stoimy w miejscu bądź nawet cofamy się, ale przyjdą chwile, kiedy nagle zrobienie trzech wielkich kroków do przodu pójdzie nam jak z płatka.

4. Złudzenia. Z nimi chyba najtrudniej się pożegnać. Nie pomagają w tym emocje, świadomie zresztą programowane przez psychopatę. Tak jak alkoholikowi wciąż wydaje się, że uda mu się odstawić flaszkę zaraz po wypiciu Jeszcze Jednego, Ostatniego Kieliszka, podobnie osoba uzależniona od toksycznego związku przymknie oko na jeszcze jedną awanturę, kłamstwo czy zdradę. Przyjmie za dobrą monetę tłumaczenia, że "to ostatni raz" okraszone obfitością teatralnych, pseudomiłosnych sztuczek. I tak jak alkoholik racjonalizując trwanie w nałogu mówi, że pije, bo się zdenerwował, bo kolega wyprawił 40. urodziny i jak to tak, bo raz-na-jakiś-czas przecież można, podobnie uzależniona od psychopaty ofiara będzie twierdziła, że tkwi w tym związku "dla dobra dzieci"/ "bo on sobie nie poradzi" / "bo trzeba umieć wybaczać" / "bo nie jest przecież tak źle" / "bo powiedział, że kocha". To przykre, ale w przypadku związku z psychopatą żaden z powyższych (racjonalnych przecież) argumentów nie ma zastosowania. Podobnie jak nie mają zastosowania żadne z argumentów "uzasadniających" picie przez alkoholika.

Uświadomienie sobie brutalnej prawdy o syfie, w jakim się tkwi, nie jest przyjemne. Nie da się też zrobić tego od razu, to jest proces przyswajania bolesnej wiedzy o tym smutnym zjawisku, jakim jest psychopatia. Trzeba sporej siły, żeby zmierzyć się także z poczuciem ogromnej krzywdy oraz ze świadomością, że było się tak bardzo oszukanym. Ważne, aby nie przenieść pretensji za doznane zło na siebie. To nie nasza wina, że stałyśmy się ofiarami, ale nasza odpowiedzialność w tym, aby nie dopuścić do tego ponownie. Dlatego terapia jest w moim przekonaniu sprawą podstawową i konieczną, podobnie jak wymiana doświadczeń z innymi ofiarami.

Jeśli zdecydujemy się na ucieczkę, czeka nas jazda po emocjach, osaczanie, wzbudzanie poczucia winy i stalking. Nie my pierwsze i nie ostatnie. Radzę wówczas - na tyle, na ile pozwalają nam na to rozhuśtane jeszcze emocje - patrzeć na zachowania psychopaty spokojnym okiem ornitologa. Można w tym celu wyjąć książkę Mai Friedrich pt. "Moje dwie głowy", odszukać stosowny rozdział i każdego dnia zakreślać w nim zaobserwowane u "swojego" psychopaty zachowania. W żadnym wypadku nie reagować.

Czym ryzykujemy pozostając w chorym związku dopóty, dopóki psychopata sam nie zdecyduje się nas opuścić? Nie sprawdziłam tego osobiście, ale z relacji innych ofiar wiem, że jest to doświadczenie druzgocące, powodujące myśli samobójcze, totalny upadek wiary w siebie, obniżenie poczucia własnej wartości do zera, wycieńczenie psychofizyczne, a na dodatek - rozpaczliwe i godzące w naszą godność żebranie o utraconą adorację i uwagę. Porzucone ofiary czekają na każdy najmniejszy przejaw zainteresowania ze strony psychopaty, łudząc się, iż kiedyś w końcu odzyskają utraconą "miłość". Ci z kolei ochoczo z tego korzystają, dopóki do reszty nie znudzą się i nie odejdą na dobre. Wówczas i tak trzeba cały proces "detoksu" przeżyć od początku do końca, tyle że jest to o wiele bardziej czasochłonne niż w przypadku, kiedy to sama ofiara decyduje się na odejście. Bywają sytuacje, kiedy po odejściu psychola następuje rodzaj iluminacji pod tytułem: "WHAT THE FUCK?!!" i natychmiastowe nabranie do niego odrazy. Jest to jednak zjawisko nieczęste, na ogół dojście do siebie po rozstaniu to żmudny proces odzyskiwania tożsamości i poczucia własnej wartości. Dlatego namawiam gorąco - kiedy tylko zorientujemy się, że mamy do czynienia z psychopatą, nie ma na co czekać, lepiej nie będzie. Wiać, k... mać! ;)