sobota, 16 kwietnia 2016

Jak skrócić czas cierpienia?

Dziś notka o powrocie do normalnego życia. Kilka pomysłów na to, w jaki sposób skrócić sobie czas cierpienia po rozstaniu z psychopatą. 

Cierpienie to jest wielorakiego rodzaju i dotyczy właściwie wszystkich sfer życia. Musimy zmierzyć się z bólem porzucenia / utraty złudzeń / poczuciem utraty tożsamości, strachem przed jego zemstą, przed niepewną przyszłością, z problemami zdrowotnymi, finansowymi i zawodowymi. Często dotyka nas także niezrozumienie otoczenia i ranią nas teksty w rodzaju: "weź się w garść, po prostu o nim zapomnij". W efekcie izolujemy się jeszcze bardziej, a tym samym - osłabiamy. 

Nie da się ofierze tsunami powiedzieć: "daj spokój, po prostu o tym zapomnij, nie roztrząsaj już tego, co to da". I chociaż doceniamy życzliwość dobrze nam radzących osób, to jednak czujemy się mniej więcej tak, jak Ryszard Ochódzki w poniższej scenie:


Jedno trzeba przyznać - radę Wujka pt. "udawajcie, że nic nie słyszycie", bezwzględnie należy wcielić w życie :) /Tomkiem Mazurem jest w tym przypadku, rzecz jasna, psychofaży gad ;)/.

No dobra. A co poza tym? Załóżmy, że przestrzegamy wszelkich zasad BHP - nie kontaktujemy się z gadem, dbamy o siebie, zdrowo odżywiamy i nawiązujemy zdrowe przyjaźnie, a i tak czujemy się źle. Gdzie mogą tkwić ukryte przyczyny takiego stanu?

1. Brak prawdziwego odcięcia. Brak kontaktu oznacza CAŁKOWITY brak kontaktu. Jeśli "co jakiś czas" czytamy przysyłane nam gadzie farmazony bądź pilnie śledzimy jego profil na fejsie / pytamy o niego wspólnych znajomych, de facto wciąż jesteśmy w jego polu rażenia. Czym innym jest odcięcie się od niego połączone ze zgłębianiem wiedzy na temat samego ZJAWISKA (to akurat uważam za konieczne w procesie dochodzenia do siebie), czym innym - dostarczanie sobie stale nowych bodźców do analizowania tego konkretnego przypadku. To nas trzyma mentalnie w wytworzonym przez niego trującym sosie. Korzysta na tym tylko on. To tak, jakby podłączyć się dobrowolnie do agregatu zasilającego działkę sąsiada. Ty zapitalasz na rowerku aż Ci oczy wychodzą z orbit, a on dzięki temu cieszy się ślicznym oświetleniem swojej altanki, w której bajeruje już nową koleżankę. Zatem - złaź z roweru! :D

2. Ucieczka przed prawdą. Prawda o psychopatach jest tak przerażająca, że nic dziwnego, iż podejmujemy ileś prób ucieczki przed nią bądź przyswajamy ją na raty. To proces - bolesny, ale konieczny. Jeśli nie przyjmiemy prawdy, w jej miejsce pojawi się iluzja. Będzie ona zapewne ubrana w ładniejsze szatki niż prawda i przyjemniej będzie za nią iść. Problem jednak w tym, że nie doprowadzi nas ona do zdrowia, ale - okrężną drogą - do tego samego punktu, z którego wyszłyśmy, fundując nam sporo frustracji z powodu straconego czasu. Prawda nie będzie odziana w falbanki. Przysiądzie sobie koło nas na pieńku w lesie przybrawszy postać zgarbionej staruszki. Poznamy ją jednak po oczach - dobrych, jasnych i bardzo nam życzliwych. Jak to przełożyć na praktykę? Trzeba wrócić do własnej intuicji, odszukać głos wewnętrzny i nauczyć się wybierać to, co dla nas DOBRE, a nie to, co może przynieść chwilową ulgę, ale później doprowadzić do rozpaczy. Jak to odróżnić? To, co dobre, nie zmienia się i nie mamy po tym kaca. Ważne jest, aby wybrać dobro całym sercem, a nie tylko jakąś jego częścią. Jeśli wciąż łudzimy się, że możemy zachować cokolwiek pozytywnego ze związku z psycholem bądź usilnie szukamy jego dobrych cech, będziemy długo męczyć się w kołowrotku niemożności, ciągle de facto z nim związane jakąś częścią siebie. Przeczytałam kiedyś mądre zdanie - niezależnie od tego, czy ptak jest przywiązany do drzewa żelaznym łańcuchem, czy też jedwabną niteczką, efekt jest ten sam - nie może latać. 

Związki z normalnymi ludźmi są inne niż psychorelacje. Po normalnym związku zostają dobre wspomnienia, życzliwość, czasem jakiś sentyment. Wiemy, co nam przeszkadzało, a co było fajne i zachowujemy wzajemny szacunek. Związek z psycholem to niestety jedno wielkie kłamstwo. Zachowywanie życzliwości wobec kogoś, kto nas z premedytacją wybrał na ofiarę, zmanipulował i oszukał, to samobójstwo. Nie możemy tego robić, bo stracimy szacunek do siebie. Niestety, to tak jak z nowotworem złośliwym - jeśli nie zgodzimy się na operację i wycięcie także marginesu zdrowej tkanki, a zamiast tego będziemy mówić: "niemożliwe, żeby on naprawdę chciał mnie wykończyć" lub "tyle lat przeżyliśmy razem...", szanse na dojście do zdrowia są raczej minimalne. 

3. "Udowodnię mu!". To inna odmiana "zależy mi na nim". Zupełnie naturalna reakcja w początkowym okresie i nie mam nic przeciwko niej, pod warunkiem, że oznacza ona NASZ rozwój i że na złość psycholowi odważymy się na to, na co miałyśmy ochotę już dawno - na samodzielność i realizowanie marzeń. Nie ma sensu natomiast budowanie jakiegoś sztucznego wizerunku po to, żeby gad zobaczył, jakie jesteśmy zajebiste i zapłakał nad tym, co stracił. A zatem - zmiana fryzury, stylu ubierania się / pracy / miejsca / wystroju mieszkania, kurs paralotniarski, opłynięcie kajakiem kuli ziemskiej - TAK (o ile rzeczywiście mamy na to wszystko ochotę), męczenie się w ciuchach rodem z sex shopu i wrzucanie "na złość" psycholowi tego typu fot na fejsa, podczas gdy tak naprawdę kochamy Norwida i długie, nadmorskie zachody słońca - NIE :)

4. Brak wybaczenia sobie. Złość, jaka ogarnia nas po związku z psycholem, dotyczy zarówno jego, jak i nas samych. Oba jej wymiary są naturalne, oba trzeba przeżyć i z obydwoma trzeba skończyć. Na dodatek na drodze samodyscypliny, to się nie stanie automatycznie. W pewnym momencie, kiedy poczujemy, że energia wyzwolona przez złość, konieczna do podjęcia ucieczki, zaczyna nas zjadać - porzućmy ją. Łatwe to nie będzie, bo porzucenie złości oznacza wejście w nieprzyjemne uczucie smutku (też naturalne, konieczne i do przejścia, a potem - do porzucenia na rzecz spokoju i radości ;)). Wolimy być wk...one niż smutne. Jeśli jednak nie damy sobie spokoju ze złością, zamienimy sobie jednego psychopatę na innego - tyle że ten drugi będzie już naszym psycholem wewnętrznym. Jeśli oddamy złości ster naszego życia, nie będziemy podejmować decyzji prowadzących nas do szczęścia, ale niepostrzeżenie zamienimy się w baby, które robią wszystko "na wkur...ie" ;) Można tak zrobić karierę zawodową, cztery operacje plastyczne, zbudować dwa domy i objechać pół świata. Tyle, że jeśli zrobimy to ze złości, nigdy nie przyniesie nam to szczęścia. A na dodatek wykończymy przy tym swoje otoczenie. Mało na świecie wkurzonych, zaciętych wewnętrznie kobiet - pracoholiczek, "kobiet sukcesu"? ;) Zachęcam zatem do tego, żeby złość dała nam jedynie "kopa na rozruch", a następnie, żebyśmy jej podziękowały za towarzystwo i wejrzały w siebie głębiej i na spokojnie, zadając sobie pytanie, czego tak naprawdę chcemy i co nas tak naprawdę uszczęśliwi? I nie wstydźmy się, jeśli odpowiedź będzie bardzo prosta i nie wyrafinowana, bez przepłynięcia Atlantyku też można żyć. A ktoś musi przecież robić na szydełku ;)

Wybaczenie sobie oznacza odpieprzenie się od siebie. Nie zadajemy już sobie pytań: "ale jak ja mogłam być taka durna, ale dlaczego nie połapałam się wcześniej" i nie wmawiamy sobie, że coś było z nami nie tak, skoro padłyśmy ofiarą psychola. Czy jeśli komuś ukradną samochód, twierdzimy, że coś z tym autem było nie tak i że musiało być naprawdę beznadziejne, że ktoś się na nie połasił? 

5. "Nie jestem wielbłądem". Doświadczenie potężnej niesprawiedliwości związanej z obrabianiem nam d... przez psychopatę i robieniem z nas wariatek, jest trudne do zniesienia. Oburza nas to, chcemy jakoś zareagować, zapobiec temu, zawalczyć o dobre imię. Jest to naturalne, ale niestety - nieopłacalne. Związane z tym niebezpieczeństwo to przede wszystkim stałe tkwienie w orbicie psychola. Nawet jeśli nie mamy kontaktu z nim samym, nadal usiłujemy gasić wzniecone przez niego pożary. To nas z nim niestety wiąże - chcemy tego, czy nie. Na dodatek, rozmiar sk...ństwa, jakiego te gady są w stanie sie dopuścić, przekracza wyobrażenie normalnego człowieka. I nie ma siły, żeby nie wywołał w nas w którymś momencie gwałtownej reakcji. Co wtedy zrobi psychol? Zapali reflektor i rzuci snop światła na nas, stojące bezradnie i wrzeszczące: "nieprawda!!!". A potem ze stoickim spokojem zwróci się w kierunku widowni mówiąc: "biedna... kompletnie oszalała. Chciałem jej pomóc, ale cóż... Sami widzicie". A zatem - jeśli już musimy się zemścić i pokazać całemu otoczeniu, że rację mamy my, a nie psychol, zróbmy to z klasą ;) Żadnych chaotycznych działań, pełna dyscyplina. 

Spokój możemy osiągnąć tylko przez całkowite odcięcie od gada, a kiedy już to zrobimy, inwestujmy w siebie, ile się da. Może to potrwać długo, ale zaręczam, że jedyny rodzaj zemsty, który warto wcielić w życie, to wzruszenie ramionami odzianymi w śliczną bluzeczkę skrywającą wypielęgnowaną i lśniącą drobinkami złota delikatną skórę :) Zaręczam też, że po dojściu do tego etapu, nie będziemy mieć nawet ochoty na unoszenie ramion, bo psychopatę będziemy mieć w zupełnie innej części ciała. Podsumowując - szkoda energii na przekonywanie otoczenia, że to nie my byłyśmy agresorami. Zróbmy krok w bok, zmieńmy na jakiś czas środowisko, a mądre otoczenie samo zrozumie, co tutaj miało miejsce. Może też zdarzyć się tak, że nowe środowisko wciągnie nas na tyle, że nie będziemy miały ochoty wracać do starego i znów komuś czegoś udowadniać. Życie nie polega na udowadnianiu, tylko na cieszeniu się nim. Stwórzmy sobie do tego zatem jak najwięcej okazji, bo nie jest to wcale proste :)

6. Brak cierpliwości. Chciałybyśmy, żeby ta wielka niesprawiedliwość, jaka nas dotknęła, została nam wynagrodzona jak najszybciej i bez naszego wysiłku. A tymczasem, nagroda, jaką możemy się cieszyć po włożeniu w coś dużej pracy i osiągnięciu czegoś samemu, smakuje zupełnie inaczej niż coś, co nam się po prostu "przydarzyło". Czekajmy zatem na dobre zdarzenia, ale nie biernie - szukajmy, rozmawiajmy, pracujmy nad sobą, stawiajmy sobie wyzwania, a przy tym - obudźmy w sobie na nowo ciekawość świata. Świat nie jest tym wstrętnym, ciemnym tunelem, do którego nas zwabił psychopata. Bywa miejscami taki, ale jest w nim też niesamowicie wiele dobra, mądrych ludzi, oryginalnych pasji i niezliczonych pól do rozwoju.

7. Fiksacja pt. "FACEEEEEET!!!!". Po utracie relacji z psycholem, nie rzucajmy się na oślep w pogoń za Prawdziwą Miłością Naszego Życia. Umysł mamy wówczas w takim stanie, że grozi nam ponowne popadnięcie w ten sam syf. Grozi nam także drugi biegun, któremu na imię "Facet to złoooo". Oba są szkodliwe i nieprawdziwe. Gorąco namawiam do jednego - dania sobie sporo czasu na dojście do siebie i osiągnięcie stanu, w którym naprawdę mocno poczujemy, że facet to... facet. Że super być z kimś, kogo kochamy, kto kocha nas, z kim budujemy na co dzień coś fajnego, radosnego, rozwijającego, z kim lubimy rozmawiać, śmiać się albo gapić się w dal i nie gadać nic, na kogo możemy liczyć i kto może liczyć na nas, kto nam się podoba i komu podobamy się my, ALE żeby do tego dojść, trzeba... luzu i zrozumienia, że z samego faktu bycia z "facetem", jeszcze nic nie wynika. 

Facet bowiem facetowi nierówny ;) I jeśli szukamy kogoś bliskiego w panicznej ucieczce przed samotnością bądź chęci podniesienia sobie poczucia własnej wartości poprzez zakomunikowanie sobie i innym: "MAM FACETA", to nie mamy wielkich szans na zbudowanie fajnego związku. Warto raczej zastanowić się nad tym, czego MY tak naprawdę chcemy i rozpocząć poszukiwanie faceta pod tym właśnie kątem. Jeśli interesuje nas długoterminowy związek, rodzina, bliskość i zaufanie, to warto porzucić złudzenia, że poznany na sex-czacie gościu tak się w nas nagle zakocha, że z lateksowej odzieży (bleeee!) płynnie przeskoczy w ciepłe kapcie. 

Im mniej będzie w nas miejsca na tworzenie w głowie nierealnych scenariuszy i frustrowania się tym, że ZNOWU nie udało nam się zrealizować ich w życiu, tym większa szansa na szczęście, a przynajmniej - spokój. Jeśli jednak to my podświadomie nie chcemy stabilizacji, bo nie chce nam się znosić jej ograniczeń, czasem nudy, nie mamy ochoty na wzięcie długoterminowej odpowiedzialności za siebie i innych - przynajmniej uczciwie to sobie powiedzmy. 

Reasumując - warto zastanowić się, co tak naprawdę kryje się w naszej głowie pod hasłem: "FACET" - jakie rodzaju głód i pragnienie. Czy chodzi o doznania, adorację, chęć przeżycia przygody? A może o poczucie bezpieczeństwa, stworzenie bariery między sobą a "złym światem"? O spełnienie oczekiwań rodzinno - społecznych, podniesienie poczucia własnej wartości? Wszystko to są nasze POTRZEBY. Ważne, ale zarazem takie, których nie zaspokoi na stałe żaden związek. I wydaje mi się, że dopóki nie zmierzymy się z nimi same i nie postaramy się części z nich zaradzić, a z częścią - pogodzić, zawsze będziemy mieć neurotyczne podejście do związków, nadawać im zbyt wielkie znaczenie i w efekcie - godzić się na zbyt wiele, żeby je utrzymać.  

Recepta? Osiągnięcie takiego stanu pogodzenia ze sobą, że faceta będziemy szukać po to, żeby razem stworzyć coś jeszcze fajniejszego niż w pojedynkę, żeby podzielić się z nim bezinteresownie (ale nigdy kosztem siebie) tym, co mamy i żeby otrzymać od niego to, co z kolei on chce nam dać. Warto poczekać na kogoś wyjątkowego, z samego faktu zmiany statusu na fejsie na "w związku", jeszcze niewiele wynika ;)

A miłość to niekoniecznie piorun. Bywa, że...




piątek, 8 kwietnia 2016

Ostrzegawcze sny i potęga intuicji

W związku z psychopatą dobre jest tylko to, że możemy się kiedyś od niego uwolnić. Problem jednak w tym, że im więcej spędziłyśmy czasu z psycholem, tym mniej "czujemy siebie", a zatem tym trudniej nam uzyskać dostęp do naszego wewnętrznego źródła siły. Targają nami skrajne emocje, a czasem przeciwnie - popadamy w zupełne odrętwienie. Miotamy się bądź wegetujemy, szarpiemy od bandy do bandy. W tym wszystkim jednak gdzieś głęboko na dnie, zagłuszony przez inne, głośniejsze i jaskrawsze komunikaty, przebija się nieśmiało niewielkie, jasne światełko. Pójdź za nim, bo to głos Twojej bezcennej broni - intuicji. 

Intuicja nie jest zjawiskiem w rodzaju "abrakadabra, czary mary, chuje muje dzikie węże". Takim asortymentem posługuje się psychopata. Intuicja natomiast znajduje się na przeciwnym biegunie - to głos wewnętrznej prawdy. Każda z nas go posiada, ale często brakuje nam wiary w siebie i popadamy w uzależnienia od innych, zagłuszając własny, niepowtarzalny ton. 

W "normalnym życiu" intuicja będzie dochodzić do głosu częściej lub rzadziej, często nie będziemy specjalnie się na niej skupiać ani zauważać jej roli, instynktownie wybierając to, co jest dla nas dobre. Związek z kochającym człowiekiem nigdy nie zagłuszy jej głosu. Przeciwnie - wydobędzie go. Ktoś, kto naprawdę nas kocha, będzie chciał, żebyśmy stały się w pełni sobą, najlepszą i najpiękniejszą wersją samych siebie. Nigdy nie będzie przy tym naruszał naszej wolności, ale przeciwnie - ochraniał nas w taki sposób, żeby dać nam konieczną przestrzeń do rozwoju i kontaktu z samą sobą. 

Jak natomiast będzie postępował psychol? Dokładnie odwrotnie. Nigdy nie będzie dążył do Twojego rozwoju, ale do destrukcji. Nie będzie chciał Twojej wolności, tylko zniewolenia. Nie otoczy Cię opieką, ale zamknie w więzieniu stałego kontrolowania. Nie będzie chciał Ci niczego ofiarować, a jedynie omamić Cię i oszukać - po to, żeby wszystko Ci zabrać. Od pospolitego złodzieja różni się jedynie poziomem perfidii. 

Złodziej na ogół nie rozpoczyna włamania od wręczenia bukietu kwiatów i pierścionka zaręczynowego. Wpada zamaskowany pod Twoją nieobecność, plądruje i sp...dala. Kradzież, jakiej się dopuszcza, dotyczy głównie dóbr materialnych (choć nie tylko, bo przecież pospolity przestępca okrada Cię również z poczucia bezpieczeństwa). W przypadku psychola kradzież rozciąga się niestety na wszystko - dobra duchowe, materialne, emocjonalne, zdrowie, przyjaźnie, rodzinę i więź samą sobą oraz z siłą wyższą. Serwowana Ci podróba bywa jednak tak dobrze wykonaną imitacją, że niestety łykasz jego sztuczki jak pelikan i otwierasz przez złodziejem nie tylko swój dom, ale i serce, niczym poczciwa babcia piekąca szarlotkę dla dawno nie widzianego "wnuczka", wrzucającego w tym czasie do złodziejskiego wora jej cenną biżuterię i chudą emeryturę. 

Nie ma powodu mieć do siebie pretensji, konia z rzędem temu, komu udało się nie paść ofiarą perfekcyjnie przygotowanego oszustwa. Tu dochodzimy do kwestii zasadniczej: IM LEPSZY MAMY KONTAKT Z NASZĄ INTUICJĄ, TYM MNIEJSZA SZANSA, ŻE WPADNIEMY W ŁAPY PSYCHOLA. I tym większa, że szybciej dojdziemy do siebie po ucieczce bądź rozstaniu. Tak, jak istnieją zasady dbania o zdrowie (ruch, świeże powietrze, olej z wiesiołka, owsianka, magnez and all that jazz ;), podobnie w życiu emocjonalnym obowiązują prawidła, których przestrzeganie zapewni nam zdrowie psychiczne. 


Kilka zasad dbania o naszą najlepszą przyjaciółkę - Intuicję:

1. MIEJCIE DLA SIEBIE CZAS. Co jest do tego potrzebne? Cisza wewnętrzna. Samotność, spacer, otoczenie przyrody, to, co lubisz. Spędzaj każdego dnia trochę czasu z samą sobą - bez paniki, bez poszukiwania bodźców, bez nerwowego otaczania się ludźmi albo rozmyślania o facetach.

2. SZANUJCIE SIEBIE NAWZAJEM. Większość, o ile nie wszystkie, ofiary psychopatów, to "kobiety kochające za bardzo". Albo raczej za mało kochające siebie. Zbudowanie szacunku dla siebie samych to podstawa każdej zdrowej relacji - inaczej każda nawiązana przez nas znajomość będzie neurotyczna. Polubienie siebie, zaakceptowanie siebie ze swoimi mocnymi i słabszymi stronami, ciekawość siebie, łagodność i wyrozumiałość dla siebie samych wymagają potężnej, ale koniecznej pracy, którą musimy wykonać, jeśli naprawdę zależy nam na głębszych relacjach i prawdziwej wolności. 

3. NIE PRZERYWAJ JEJ. Twoja przyjaciółka Intuicja zawsze ma dla Ciebie czas. Ty także miej czas dla niej. Kiedy zaczyna do Ciebie mówić, a czasem z troski o Ciebie wręcz krzyczeć i ostrzegać, nie traktuj jej tak, jak psychopata traktował Ciebie - nie mów: "przesadzasz" / "jesteś przewrażliwiona" / "nie wpadaj w histerię". Usiądź i posłuchaj, zadaj dodatkowe pytania. A kiedy już wspólnie dojdziecie do tego, że jednak miała kobita rację - chwyćcie się mocno za ręce i sp...lajcie! (że po raz kolejny użyję słowa - klucza, do którego można w sumie sprowadzić całą wiedzę i wszelkie wytyczne na temat psychopatów ;)).

4. NIE MÓW JEJ, ŻE JEST GŁUPIA, ZAZDROSNA, ŻE MA PARANOJĘ ALBO ŻE NIE CHCE TWOJEGO SZCZĘŚCIA. Ona chce tego jak nikt inny. I nigdy Cię nie opuści.

5. PAMIĘTAJ, ŻE ZAWSZE MOŻESZ DO NIEJ WRÓCIĆ. ONA CI WYBACZY. Jeśli nawet sto razy powiedziałaś jej: "sorry, stara, muszę lecieć, psychol mnie woła, on mnie kocha, wiesz?", jeśli zamknęłaś przed nią drzwi mówiąc: "daruj, ale teraz chcemy pobyć trochę sami", jeśli nawet powiedziałaś jej: "spadaj i więcej się nie wtrącaj, kłamiesz!", Intuicja nigdy się nie obrazi. Bądź pewna, że w czasie, kiedy Ty świrowałaś i pogrążałaś się w bagnie autodestrukcji, ona nie marnowała czasu - siedziała gdzieś na strychu, oliwiła broń, ćwiczyła karate i ostrzyła noże ;) Teraz jest gotowa do akcji :)

Jednego możesz być pewna. Nienawiść psychopaty do Twojej intuicji będzie daleko przewyższała nienawistne uczucia, jakimi darzy wszystkie ostrzegające Cię przed nim przyjaciółki. Od samego początku Waszej relacji, będzie próbował Was rozdzielić. Będzie chciał zamiast tego podłączyć Cię do swojego własnego GPS-a, ukrywając jednocześnie przed Tobą ekran wyświetlacza. Inaczej zobaczyłabyś, że jest tam napisane: "Cel: bagno, a ściślej - jego dno", a nie "Kanary, Seszele i cykady na Cykladach".

Skłóceniu Cię z intuicją będą służyły wszystkie teksty o Twoim "przewrażliwieniu" i "nadinterpretacjach". Wierzymy w nie, bo nie chcemy rezygnować ze złudzeń. Bo nie chcemy, żeby życie znowu było szare i polegało na spełnianiu obowiązków. Bo wsiadłyśmy w atłasowych pantofelkach do złotej karocy i wolimy nie widzieć, że woźnica ma twarz Kajetana P., a na przednim siedzeniu leży jakaś dziwna paczka, z której chyba wystają kobiece włosy. 

Tyle, że ignorowanie rzeczywistości nie ma szans jej zmienić. Ono tylko przedłuży tkwienie w iluzji i sprawi, że będziemy miały mniej siły, kiedy zdecydujemy się na ucieczkę / zostaniemy do niej zmuszone. Słuchanie głosu intuicji zawsze doprowadzi nas z kolei do właściwego dla nas miejsca przeznaczenia. Tyle że będzie wymagało wysiłku, czasem nudy, czasem odwagi, a czasem z kolei - czasu spędzonego w samotności. Na pierwszy rzut oka, a raczej ucha, głos intuicji może wydawać nam się skrzekliwym pouczaniem starszej pani - dewotki, ale z czasem, kiedy odzwyczaimy uszy od sztucznych wibracji o wysokich częstotliwościach, oferowanych przez psychopatę, odkryjemy, że to żaden skrzek, ale krzyk rozpaczy i troski o nas. Kiedy nauczymy się prawdziwie wsłuchiwać w głos intuicji, odkryjemy w nim potężną siłę granitowych, tatrzańskich skał. I bijący od nich spokój.

Do dzieła zatem. Nie bójmy się czasu spędzonego w samotności, nie bójmy się pytań, rozmów z samymi sobą, odważmy się wreszcie zawalczyć o siebie, przyznać sobie prawo do życia, równorzędne z tym, jakie mają inni ludzie. Zawalczmy o miejsce dla siebie we własnym życiu. 

Tyle ogólnych przemyśleń, a teraz chciałabym podzielić się z Wami przykładami z własnego życia. Utrata kontaktu z własną intuicją była chyba jednym z moich najgorszych życiowych doświadczeń. Czułam się, jakbym została wrzucona do jakiegoś czarnego oceanu w środku nocy, bez możliwości zobaczenia horyzontu i znalezienia jakiegokolwiek punktu oparcia i odniesienia. Nie stało się to oczywiście od razu, wszystko zaczęło się od zagłuszenia wewnętrznego głosu kwiecistymi tyradami bombardującego "miłością" psychola i zalewem związanych z tym emocji. Psychol ma to do siebie, że w przeciwieństwie do normalnego, a zwłaszcza wrażliwszego i mniej pewnego siebie człowieka - wygłasza swoje tezy z niebywałą wręcz pewnością siebie, przekonaniem w głosie i każdym geście. Umęczona codziennością / samotnością / samą sobą i własną niepewnością kobitka to dla niego wymarzony cel, a rozregulowanie jej wewnętrznego GPS-a to warunek powodzenia ataku. Dlatego też wyrwanie się ze szponów tego zła, musi wiązać się ze zbudowaniem, a raczej odkryciem (bo drzemie ona w każdej z nas!) wewnętrznej siły. Stąd też nazwa bloga - szczury (marne tchórze, roznoszące na dodatek choroby) kontra wadery - silne, piękne, odważne i wolne! ;)

Z perspektywy czasu mogę wymienić kilka znaczących objawów uruchomienia Intuicyjnego Systemu Alarmowego (ISA), których doświadczyłam w czasie związku z psycholem:

1. Utrata pokoju wewnętrznego. Żyłam właściwie w stałym niepokoju, uniemożliwiającym normalny sen, pracę i kontakty z innymi ludźmi. Z czasem niepokój zamienił się w nerwicę lękową.

2. Utrata radości życia. Dziś wiem, że jeśli żyje się w harmonii ze sobą, to cieszyć może "głupia" filiżanka kawy albo miła rozmowa z panią w sklepie. Jeśli z kolei żyje się w ciągłym stanie pogwałcenia siebie, po pewnym czasie nie cieszy już kompletnie nic. Gdybym nawet znalazła się z psycholem na Seszelach, i tak czułabym się jak na dnie ciemnego, zimnego bagna. 

3. Utrata zainteresowań. Na pewnym etapie nie byłam w stanie wyobrazić sobie, że coś kiedyś sprawiało mi jakąkolwiek przyjemność. Pamiętałam, że kocham góry, przyrodę, pływanie w jeziorze, ogniska, kajaki, fotografię, sztukę, film i literaturę, ale nie byłam w stanie tego na nowo zapragnąć. Czułam się jak zombie - niby żywa, ale wewnętrznie martwa.

4. Utrata przyjaźni i wartościowych znajomości, spędzanie czasu wyłącznie z psycholem.

5. Brak śmiechu. To bardzo znaczący objaw, którego nie wolno ignorować. Jeśli przestajesz się śmiać - wiać, k... mać ;)

Te wszystkie i wiele innych elementów to sygnały, że nie ma się w ogóle nad czym zastanawiać i że związek, w którym tkwimy - niezależnie od tego, czy jesteśmy z regularnym psycholem, czy też ze "zwykłym" zjebem, a może z człowiekiem, który zwyczajnie do nas nie pasuje - jest destrukcyjny i nie ma sensu tracić na niego czasu, pogrążając się jedynie w coraz głębszym uzależnieniu.

To są pewne prawidła ogólne, ale oprócz nich istnieje jeszcze cały szereg zjawisk "niestandardowych", jakich możemy doświadczyć w związku z psychopatą. Myślę, że nasza intuicja reaguje wprost proporcjonalnie do zagrożenia, toteż jeśli wykryje, że znalazłyśmy się w polu rażenia tak potężnego zła, uruchamia środki nadzwyczajne. U mnie były to sny. Pierwszy sen związany z psychopatą pojawił się zanim jeszcze na dobre coś się między nami rozkręciło. A był tak straszny, że zapamiętam go na całe życie. On chyba też uchronił mnie przed ostatecznym upadkiem i uwierzeniem całą sobą w opowieści psychola. A śniło mi się, że idę zupełnie sama przez ciemny, pusty most na Wiśle, pada deszcz, pode mną - czarna rzeka, naprzeciw mnie - czarny las. Żywej duszy dookoła. Nagle z lasu wybiega wielki, silny, żylasty, czarny pies i biegnie prościutko i szybko, bardzo agresywnie, w moją stronę - po to, żeby mnie zabić. Najbardziej przeraziło mnie to "sfokusowanie" psa na mnie, to nie był pies, który "po prostu" musi znaleźć sposób na odreagowanie swojej agresji, to był "atak spersonalizowany". Obudziłam się zesztywniała z przerażenia i niestety pewna tego, że ten sen dotyczy mojej relacji z psychopatą. Zaczęłam odmawiać różaniec, z czasem uspokoiłam się. Następnego dnia - co również było znaczące - przyśniła mi się Matka Boża. Atmosfera snu była zupełnie inna - pełno radosnych ludzi, śmiech, śpiew, głośne, wesołe rozmowy, moja kumpela szczęśliwa i w ciąży ;), a w ogrodzie - pomnik Matki Bożej całej w niebieskich kwiatach - dzwoneczkach. 

Innym razem przyśnił mi się atak wilków w lesie i kilka moich koleżanek w białych sukienkach, które pomogły mi wejść na drzewo i uratować się. Niesamowite zdarzenie miało też miejsce, kiedy po paru miesiącach detoksu, uległam słabości i spotkałam się z psycholem "na 15 minut". Kiedy już właściwie czułam się znowu w tym specyficznym "tunelu", do którego wpadałam za każdym razem, kiedy się z nim kontaktowałam, odwiedziłam na chwilę mamę, żeby coś od niej odebrać. Z psycholem byłam umówiona na wieczór. Mama oczywiście nic o tym nie wiedziała. Zobaczyła mnie jednak i powiedziała: "Ale miałam sen, śniło mi się, że ten człowiek znów Ci zagrażał, a Ty jak taka głupia ćma, co leci do ognia, znowu za nim poszłaś". Ten sen po raz kolejny uratował mi życie, stawiając do pionu. Uznałam, że skoro Pan Bóg angażuje środki nadzwyczajne, żeby mi pomóc i uświadomić, że to szambo, a nie perfumeria, to zależy mu na mnie i ignorowanie tego sygnału byłoby głupotą. Udało mi się nie spotkać z psycholem ani tamtego dnia, ani nigdy później - nie licząc jego koczowania pod domem i mojego wezwania policji. Psy pojawiły się zatem nie tylko na początku, ale i na końcu tego uroczego związku ;) 

Podsumowując - w walce o siebie nie jesteśmy same. Psychol bardzo chciałby nam to wmówić, ale to nieprawda. Mamy intuicję, która łączy nas ze wszystkim, co na świecie dobre, piękne, mądre i szlachetne. Znaków obecności Dobra jest wiele, a w miarę zdrowienia, będziemy widzieć ich coraz więcej. To nie cały świat jest zły, to nie my jesteśmy złe. To tylko czarne okulary psychola, na które zamieniłyśmy noszone wcześniej różowe okulary naszej naiwności. Teraz pora na wyrzucenie obu par do kosza, bo - jak słusznie powiedział Antoine de Saint-Exupéry - dobrze widzi się tylko sercem. 



sobota, 2 kwietnia 2016

Czego spodziewać się po odejściu od psychola?

Drogie Dziewczyny, wiele z Was pyta o to, czego można spodziewać się po odejściu od psychopaty. Podzieliłabym to zagadnienie na kilka podpunktów: kłopot z podjęciem decyzji, reakcje własne, reakcje cudze. No to zaczynamy.

1. Kłopot z podjęciem decyzji. Doświadczeniem chyba wszystkich kobiet związanych z psychopatami jest potężny kłopot z podjęciem decyzji o ucieczce. Celowo nie piszę: "o zakończeniu związku". To nie jest żadne "zakończenie związku". To zresztą w ogóle nie jest związek. Chyba, że d... z batem ;) O godnym zakończeniu relacji możemy mówić tylko wtedy, kiedy obie zaangażowane w nią osoby szanują siebie nawzajem, postępują etycznie i posiadają zdolności honorowe. U psychopaty nie znajdziemy ani szacunku, ani sumienia, ani honoru. I dopiero wtedy, kiedy sobie to uświadomimy, mamy szansę się uwolnić. Musimy zrozumieć, że mamy do czynienia z WROGIEM i to ŚMIERTELNYM, a nie ze "zwykłym" pofyrtańcem (fajne słowo). Jest czymś zupełnie naturalnym, że mierzymy innych ludzi swoją miarą i szukamy u nich tego, co posiadamy sami. Jeśli więc mamy sumienie, empatię, wrażliwość i dobre serce, szukamy tego samego w każdym człowieku, nawet... w kreaturze reprezentującej sferę ciemności. Efekt jest jednak taki, że to ta ciemność nas powoli pochłania, a nie taki, że w czarnej dziurze zapala się światełko - choćbyśmy bardzo się o to starały. Czarną dziurę trzeba zostawić samej sobie, nie pomożemy jej, a ona może nas zwyczajnie zabić. 

No dobra. Zdecydowałyśmy odejść. Chcemy zakomunikować o tym w sposób kulturalny, grzeczny i pełen szacunku. Wznosimy się na wyżyny empatii i chociaż to my byłyśmy kochające, wierne, wrażliwe i wyrozumiałe, a nasz "miś" nas okłamywał, zdradzał i używał przemocy, chcemy zapamiętać tylko "to, co dobre" (jeszcze nie wiemy, że w związku z psychopatą dobro jest tylko po naszej stronie, a WSZYSTKO po jego stronie jest kłamstwem), więc rozkładamy "winę" za rozstanie na dwoje, mówimy, że nie wyszło "nam", przebaczamy, dziękujemy i chcemy iść dalej swoją drogą. NO FUCKING WAY. Psychopata na wieść o tym, że chcemy odejść, wykorzysta wszystkie swoje sztuczki, żeby do tego nie dopuścić. Nie będzie go interesowało to, co my czujemy, a jedynie to, czego on CHCE. Zostaniemy tak "zbombardowane miłością", że najprawdopodobniej ulegniemy i "damy mu jeszcze jedną szansę". Jeśli już nie w nadziei na zmianę, to ze zmęczenia. Na dodatek psychomanipulacje, którym jesteśmy poddawane przez cały okres trwania związku, doprowadzają nas do stanu, w którym same już nie wiemy, co myślimy i czujemy, a co wmówił nam psychol. Wzbudzone przez niego poczucie winy trzyma nas na potężnej i grubej smyczy, z której trudno nam się zerwać. Żeby nie zwariować i nie żyć w stałym dysonansie poznawczym, zaczynamy sobie racjonalizować jego zachowanie: "a może on nie jest taki zły?" / "inni nie są wcale lepsi" / "ja też byłam nieznośna" etc. 

I trwamy tak - aż do kolejnego kryzysu, który nieuchronnie nadejdzie. Wtedy znów podejmujemy decyzję o rozstaniu, jednak jest nam wówczas o wiele trudniej wcielić ją w życie, bo przecież pamiętamy jazdę, którą psychol urządził nam po pierwszej próbie uwolnienia się. Zaczynamy się bać jego reakcji i zwyczajnie nie mamy siły na ponowną ucieczkę. Podejmujemy co jakiś czas desperackie próby - w emocjach i histerii, w efekcie tylko jeszcze bardziej się raniąc i wykrwawiając, niczym sarny złapane we wnyki.  Jeśli zrywamy w afekcie i w szale rodem z wenezuelskiej telenoweli, jest nam trudno traktować poważnie same siebie - widzimy wrzeszczącą, płaczącą i przeklinającą kobietę oraz stojącego obok spokojnego, zatroskanego i zdziwionego misia (psychopata uwielbia doprowadzić kogoś do takiego stanu, a potem cynicznie przyglądać się jego upadkowi). Po pewnym czasie zaczynamy bardziej wierzyć temu "spokojnemu misiowi", zapominając o tym, że to on trzyma w rękach sznurki do pociągania za nasze emocje. Uzyskawszy wcześniej do nich swobodny dostęp dzięki naszemu zaufaniu. 

Jak zatem zrywać? TO NIE MA ZNACZENIA. Byle się uwolnić. Nie ma znaczenia, czy napiszesz do psychopaty list na wołowej skórze, czerpanym papierze, złotą stalówką, gęsim piórem, czy własną krwią. On i tak tym listem się podetrze i ruszy uskuteczniać swój psychopatyczny atak. Nieważne, czy na do widzenia zaprosisz go na elegancką kolację, ostatni spacer, czy na pożegnanie się z nim prześpisz. Jego będzie interesował jedynie CEL. A jest nim, owszem, zerwanie z Tobą, ale dopiero wówczas, kiedy to ON o tym zdecyduje, znajdzie "na zakładkę" nową ofiarę, a wcześniej wyeksploatuje Cię do cna. Dla pana i władcy nie do pomyślenia jest, żeby ktoś SAMODZIELNIE zdecydował o końcu znajomości z nim. To on ma rozdawać karty, w każdych okolicznościach. Nie ma zatem dobrego sposobu na zerwanie. Wypróbowałam empatyczne listy, spokojne rozmowy, zapewnienia o życzliwości i niechowaniu urazy, o zachowaniu kontaktu na płaszczyźnie przyjacielskiej / zawodowej, "ostatnie rozmowy", spotkania w celu "udzielenia odpowiedzi na tylko jedną, ogromnie go nurtującą kwestię", pomoc w stanie "zagrożenia życia", wszystko. Na bogato. Efekt? Żaden. Zawsze to samo, pretekst dowolny, tylko po to, żeby przedłużyć kontakt i rozmyć kwestię odejścia. 

Kiedy ktoś stale forsuje Twoje granice, masz dwa wyjścia - ulec albo całkowicie się odciąć. Po wypróbowaniu pierwszego jakieś sto razy, warto jednak zachować konsekwencję w drugim. Powtarzam zatem: NIE MA ZNACZENIA METODA ZERWANIA. Nie łudźcie się, że jeśli będziecie odpowiednio miłe i kulturalne, cokolwiek to zmieni. Kiedy toniemy, nie ma znaczenia, jaką mamy fryzurę i czy nie wyglądamy głupio wrzeszcząc i prosząc o pomoc. Nie ma znaczenia, czy nie złamie nam się przypadkiem paznokieć, kiedy będziemy wspinać się na szalupę ratunkową. Negocjacje z morzem o "delikatne uspokojenie fal i lekkie podniesienie temperatury wody" też możemy sobie darować.

2. No dobra, decyzja podjęta, już wiemy, że po pierwsze psychopaci się nie zmieniają i lepiej nie będzie, a po drugie, że negocjacje z nimi przypominają pertraktowanie z terrorystą, który zrobi nie to, co będzie dobre "dla nas obojga", ale to, poskutkuje realizacją jego CELU. Po podjęciu decyzji kolej na zmierzenie się z własnymi emocjami i zapanowanie nad nimi. 

Po pierwsze musimy sobie zdać sprawę, że przeżywana przez nas burza jest NORMALNA. To normalna reakcja na nienormalną sytuację. Zostałyśmy wykorzystane, zmanipulowane i poddane praniu mózgu. Trudno, żebyśmy czuły się fantastycznie i myślały w pełni logicznie. Mamy w głowie sałatkę z poszatkowanego własnego mózgu, w klatce piersiowej - to samo, tylko że z poszatkowanego serca, jesteśmy zrozpaczone, wyczerpane, przerażone, a tu jeszcze nie można sobie pozwolić na spokojne przeżycie żałoby, tylko trzeba walczyć. No niestety, na żałobę przyjdzie czas później, w momencie ratowania życia trzeba skupić się na jednym, podstawowym celu - ucieczce. Jesteśmy rozbitkami dryfującymi w zimnym oceanie i nasz jedyny cel, to szalupa ratunkowa. Szalupą jest świadomość, że za wszelką cenę musimy się wydostać ze związku z psycholem i skoncentrowanie na tym wszelkich naszych wysiłków - niezależnie od tego, co w danym momencie czujemy, myślimy, czy wierzymy w szczęśliwy finał walki, czy nie - PŁYNIEMY. I nie spuszczamy celu z oczu. A będą nami targały rozmaite rozkminki i sprzeczne uczucia - wściekłość, tęsknota, strach, smutek, rozpacz, ale i poczucie ulgi, wolności i nadzieja. To wszystko jest na tym etapie normalne, ważne, żeby trzymać się konsekwentnie celu i przyjąć raz na zawsze, że jeśli nie jesteśmy szczęśliwe i jeśli intuicja mówi nam "wiać", to należy jej nareszcie uwierzyć i przestać nazywać szambo perfumerią. Będzie nam trudno, ale damy radę. Nie wolno nam oskarżać się o te trudności, one nie są naszą winą, a my nie jesteśmy beznadziejne, tylko wspaniałe i odważne - zdecydowałyśmy się zawalczyć o wolność i godność, a taka walka zawsze ma wielki sens. Nie pozwólmy nikomu - także samym sobie - na podcinanie nam skrzydeł.

3. No właśnie. Psychopata, czyli mistrz podcinania skrzydeł i wbijania w poczucie winy. Na tym będzie bazował próbując nas skłonić do powrotu. Co jest ważne? Skoncentrowanie się na tym, czego MY potrzebujemy i co NAS uszczęśliwia, a nie na tym, czego chce od nas psychol. On nas chce jedynie wykorzystać i nie różni się w swoich kwiecistych gadkach od akwizytora usiłującego skłonić nas za wszelką cenę do sprzedaży wszystkiego, co mamy i kupienia za te pieniądze plastikowego gówna opakowanego w pudełko z napisem: "kiedy mnie otworzysz, spełnię wszystkie twoje marzenia". Gówno po otwarciu pudełka i zobaczeniu naszej zrozpaczonej twarzy, będzie się jeszcze głośno śmiało, po czym rzuci: "no co się gapisz? nie widzisz, że jestem gównem? Twoja wina, trzeba było mnie nie kupować, hy hy hy hy". Brrrr. Po takim doświadczeniu spokojnie zamykamy pudełko i wynosimy je do kosza. NIE PODEJMUJEMY DIALOGU Z GÓWNEM. Przepraszam, jeśli kogoś urażę, nie wnikam, co się dzieje na dnie duszy takiego osobnika (o ile ma duszę, bo DNO to na pewno ma, a nawet nim jest), opisuję stosowane przez nich metody i jedyny skuteczny sposób reakcji - czyli całkowite odcięcie. Wywoła ono oczywiście wielką furię. Będziemy skłaniane do powrotu na rozmaite sposoby. 

W arsenale znajdują się:

- wiadra łez
- kosze kwiatów 
- setki telefonów i smsów (umieram / schnę / ostatnia szansa / ty niegodziwa dziewczyno / nikt nie był tak okrutny / zrozumiałem swój błąd / wybacz! / nikt nie ma prawa odmówić drugiemu człowiekowi wybaczenia / po tym, ile razem przeszliśmy, tak mnie potraktowałaś?! / taka z Ciebie chrześcijanka? / tego Twoim zdaniem nauczał św. Jan Paweł II? / byłaś moją drogą do Boga, bez Ciebie zginę / moje życie nieodwołalnie straciło sens / nie wytrzymam tej pustki bez Ciebie / poświęć mi chociaż 5 minut / chciałbym się tylko godnie pożegnać / odchodzę... żegnaj... zawsze będę Cię kochał).
- wystawanie pod domem
- wystawanie pod pracą
- nagabywanie znajomych
- przesyłki pocztowe
- prezenty zostawiane na wycieraczce
- listy i inscenizacje samobójcze
- inscenizacje pt. "Zawał", "Zawał powraca", "Zawał II - ostatnie starcie"
- i wiele innych.

Co to jest? To jest ŁAMANIE PRAWA. Paragraf 190a Kodeksu Karnego, czyli stalking. Nie miłość, nie choroba, tylko przestępstwo. I według tych kategorii należy o tym wszystkim myśleć. Przestać zastanawiać się, co jeszcze mogłyśmy zrobić, czy to na pewno psychopata, czy może z nami coś nie tak. Z nami wszystko ok, a zastanawianie się nad tym, jak pomóc "misiowi" to syndrom sztokholmski, z którego dobrze się jak najszybciej wyzwolić. Psychopatę interesuje jedynie to, co mu się OPŁACI i jeśli zrozumie, że nie ma już u nas czego szukać, że jesteśmy w innym wymiarze rzeczywistości, że wybrałyśmy dobro, radość, światło, spokój, miłość, życzliwość, uczciwość i inne obce mu wartości, że chcemy to nie tylko dawać, ale i otrzymywać, że nie pozwolimy więcej na emocjonalne złodziejstwo i gwałt, po pewnym czasie odejdzie. 

Odejdzie zapewne szybciej, jeśli nie będziemy mu okazywać żadnych emocji (my wrzeszczące i rozdygotane to także dla niego nagroda - czuje się ważny, że wrzeszczymy z jego powodu) i kiedy zobaczy, że żarty się skończyły, traktujemy sprawę poważnie i nie zawahamy się o siebie walczyć wszelkimi dostępnymi środkami. Jeśli facetowi zależy na opinii i pozycji społecznej (a u wielu psychopatów pozytywny wizerunek zewnętrzny to coś, w co bardzo inwestują) i zrozumie, że ujawnienie prawdy o nim może mu zaszkodzić, jest szansa, że da nam spokój. Ważne, żebyśmy były w tym konsekwentne i nie oglądały się za siebie. Naprawdę nie ma za czym. A przed nami - wiosna :)