piątek, 17 lutego 2017

Walka duchowa

Pierwsza notka w tym roku i chyba jedna z ostatnich na blogu. Myślę o przeniesieniu się "do cywila", czyli o kontynuowaniu pisania "o życiu i jego przejawach", ale już nie w kontekście relacji z psychopatami. Wydaje mi się, że na ten temat napisałam już wszystko, co mogłam i czas zakończyć proces terapii. 

Myślę, że taka decyzja jest w pewnym momencie konieczna. Bez niej można wpaść w pułapkę uzależnienia od przeżywania bólu, straty, żałoby, złości etc. A to przecież także jakaś z form pozostawania w toksycznej relacji - może nie tyle z psycholem, co z naszymi uczuciami przez niego wywołanymi. 

U każdego proces wychodzenia z bagna ma indywidualną dynamikę i nie da się chyba określić tutaj "norm". Orientacyjnie powiedziałabym, że jeśli po dwóch latach od CAŁKOWITEGO zaprzestania JAKIEJKOLWIEK relacji z psychopatą, nadal mocno ją przeżywamy, to znaczy, że coś chyba robimy nie tak i - świadomie bądź nie - podsycamy ją. Albo utknęłyśmy w depresji, której nie pokonamy bez fachowego leczenia.

Ostatni wątek, jaki chciałabym poruszyć, dotyczy spraw duchowych. Blog jest dla wszystkich ofiar psychopatów, niezależnie od ich poglądów, wiary bądź jej braku, toteż nie pisałam zbyt wiele o swoich doświadczeniach duchowych w kontekście psychola, ograniczając się do opisywania sfery psychologicznej. Wiele z nas doświadczyło jednak w kontekście psychopatycznej relacji walki duchowej bądź zjawisk wykraczających poza sferę racjonalną, toteż myślę, że warto zatrzymać się także na tej sferze rzeczywistości. 

Jedna z Was napisała do mnie jakiś czas temu maila. Wklejam go w całości, oczywiście z upoważnienia Czytelniczki:

Dzień dobry,
Od jakiegoś czasu zaglądam na Pani blog "Szczury i wadery", za który dziękuję, bo też mi pomógł. Postanowiłam napisać, by może zechciała Pani poruszyć w swoich wpisach jedną kwestię - możliwych duchowych/demonicznych przyczyn zachowań psychopatów. Może Pani opublikować moją notkę, którą zamieszczam poniżej, choć wiem, że nie publikuje Pani raczej historii czytelniczek, tylko pisze autorskie teksty, więc proszę przynajmniej ją przeczytać i kiedyś może napisać coś na ten temat.
pozdrawiam serdecznie
Joanna


***

Po moim rozstaniu się z tym bardzo trudnym człowiekiem, przeczytałam sporą część blogów, for i artykułów na ten temat. Tylko w jednym miejscu natknęłam się na poruszenie tego tematu z uwzględnieniem sfery duchowej. Wszyscy raczej skupiają się wyłącznie na poziomie psychologicznym tego "zjawiska".

Swojego p. (40+) poznałam na jednym z portali internetowych, ale uwaga: nie tych zwykłych, tylko... "religijnym". Dziś z perspektywy kilku lat mogę powiedzieć, że chyba nic, co wtedy napisał w swoim profilu o swoich cechach czy rzekomo wyznawanych wartościach, nie znalazło potwierdzenia w
rzeczywistości. A wręcz było na odwrót. 

Okazało się, że każdej poprzedniej wmawiał jakieś nieprawdy. Mnie na początku też okłamał w kilku ważnych sprawach, niepotrzebnie i nawet nie pytany, np. powiedział mi, że jest abstynentem (tylko dlatego, bo wiedział, że jest to dla mnie ważne, choć sama go o to nie pytałam), a niedługo potem okazało się, że nie tylko pije, ale najprawdopodobniej ma już z tym spory problem. O innych kłamstwach nie wspomnę, było ich tyle, że spokojnie można uznać to już za chorobliwą patologię. Nie chcę się też rozpisywać ani o tym jakim stałam się w czasie tego związku zalęknionym i znerwicowanym strzępkiem człowieka, ani o poniżających odzywkach, wmawianiu mi, że jestem zerem, manipulacjach, pogardzie, czasem zimnym bezwzględnym zachowaniu wobec czyjegoś cierpienia, nienawiści, uważaniu wszystkich za popieprzonych, cynicznym obgadywaniu nawet własnych przyjaciół, dniach i tygodniach karzącego milczenia, obrażania się i wybuchania agresją gdy tylko miałam inne zdanie na jakiś temat, ciągłej zmiany planów nawet w ważnych kwestiach, wmawianiu mi choroby psychicznej itd. Szkoda czasu na opisywanie tego powtarzalnego prawie w każdej tego typu historii schematu. Cały czas jest mi wstyd, że się z kimś takim związałam i przeżyłam kilka lat...

No, ale właśnie... na początku wydawał się taki idealny, dobry, pomocny, miły, mówił o sobie w samych superlatywach, i jaki to jest wierzący i praktykujący. Dałam się złapać na haczyk, po pierwsze dlatego, że byłam niedługo po ciężkich przeżyciach, a po drugie - miałam głupią nadzieję, że w serwisie chrześcijańskim jest większy odsiew i nie trafi się na jakieś złe jednostki, dlatego długo wierzyłam, w to co mi wmawiał, że to we mnie jest problem, nie w nim. 

Wydawało mi się, że jeśli ktoś uważa się za człowieka wierzącego, ma w sobie podwójny powód do traktowania innych dobrze, bo nie tylko obowiązują go normy i nakazy społeczne i etyczne, ale też religijne (jak np. miłość bliźniego). Rzeczywistość okazała się jednak inna. Do tego stopnia, że dziś myślę, że "mój" p. miał nie tylko problem na poziomie psychicznym, ale i duchowym, choć regularnie chodził do kościoła, brał udział w różnych religijnych praktykach i wydarzeniach, udawał wokół niezwykle wierzącego, tylko jakoś wcielanie w życie tych wartości mu nie wychodziło...


"W sferze duchowej jesteśmy nieustannie w stanie wojny między dwoma światami - światem światłości i ciemności."

W jednym z wykładów egzorcysta ks. Piotr Glas opowiadał o tym jak dziś d. niszczy człowieka, jaka jest jego strategia - udaje anioła światłości, czyli dobrego, działa poprzez kłamstwo (sama Biblia nazywa diabła "ojcem kłamstwa" i oskarżycielem), wzbudzanie strachu, odizolowanie od innych ludzi, odrzucenie, wmawianie, że człowiek się do niczego nie nadaje. Czy czegoś to nie przypomina? No właśnie... Niemal identycznie psychofag traktuje swoją ofiarę.

Na pewno każdy z nich ma problem natury psychicznej, ale myślę (wnioskując też na podstawie objawów, które miał mój p., zresztą sam mówił, że coś go czasem nawiedza), że u części z nich przyczyna takich zachowań jest także natury duchowej. (polecam na youtube konferencję "Duchowe zerwanie z przeszłością").

Żeby lepiej zrozumieć działanie złego, może warto sięgnąć do samego początku - upadku rajskiego Adamy i Ewy. Diabeł nie mógł znieść szczęścia ludzi. Udając przyjaciela, poprzez kłamstwo zwiódł Ewę i namówił do zerwania owocu z drzewa poznania dobra i zła. A wszystko to diabeł robi po to, by zniszczyć człowieka i zabrać mu szczęście, do jakiego został stworzony. I tak działa od wieków. Jak napisał św. Piotr: "Bądźcie trzeźwi! Czuwajcie! Przeciwnik wasz, diabeł, jak lew ryczący krąży szukając kogo pożreć."

Poniżej dwa krótkie filmiki, o niezdrowych więzach duszy i opętaniu miłosnym:
https://www.youtube.com/watch?v=xCBYzT9aC7g
https://www.youtube.com/watch?v=HI1YaCOFTHw

Nie twierdzę, że każdy psychopata jest opętany. Nie. Ale możliwe, że jakaś część z nich jest zniewolona. Zły ma wpływ na człowieka poprzez trzy stopnie: pierwszym jest pokusa (której nieraz doświadcza każdy człowiek), drugim - zniewolenie ("Nie jest to jeszcze opętanie, ale oddziaływanie z zewnątrz i pewnego rodzaju skrępowanie, ograniczenie władz człowieka, wprowadzenie tam anomalii i wielkiego cierpienia oraz osłabienie różnych dobrych cech. Objawy są tu tak podobne do nerwic i psychoz, że nie łatwo rozpoznać ich rzeczywistą przyczynę. Dalej stany agresji, nienawiści, buntów bez wyraźnej przyczyny. Takie oddziaływanie szatana na psychikę i system nerwowy obserwujemy dziś w wielkim nasileniu."), a dopiero trzecim, najcięższym - opętanie (zamieszkanie złego w ciele człowieka).
http://egzorcyzmy.katolik.pl/rzeczywistosc-ducha-zego/3/

Może niepotrzebnie się rozpisałam, ale brakowało mi wszędzie bardziej całościowego spojrzenia na możliwe przyczyny zachowań osób o rysie psychopatycznym. Zatrzymywanie się jedynie na poziomie psychologicznym może spowodować, że jeśli trafimy nie na "zwykłego" a na zniewolonego psychofaga, wówczas samo odcięcie się od niego i ewentualna psychoterapia nie pomogą tak dobrze jak trzeba, po prostu nie wystarczą.

Realności walki duchowej doświadczyłam w trakcie związku z psycholem bardzo mocno, jednak nie określiłabym go jako osoby opętanej. Opętani cierpią z powodu swojego stanu, psychopaci niestety nie. Opętani nie są często w stanie przekroczyć progu kościoła, parzy ich woda święcona i symbole religijne, psychopata potrafi cały obwiesić się różańcami i leżeć krzyżem przed świętymi obrazami udając ekstazy religijne. 

Opętanie to ingerencja złej istoty duchowej w zdrowe ciało, zmysły i uczucia, psychol natomiast wydaje się nie mieć tej zdrowej osobowości, z której należałoby wypędzić zło. On jest jakby złem wcielonym, które nie chce przestać być złe. Przykro mi to pisać, osąd zostawiam Panu Bogu, być może się mylę. Nie chodzi jednak o to, żeby kogoś potępić, ale o to, żeby się przed nim STRZEC. I nie łudzić się, że cokolwiek go zmieni. Nie zmieni, a nas zniszczy. Z równym powodzeniem możemy próbować nawracać diabła.

Sporo z nas doświadczyło w trakcie związku z psychopatami rozmaitych zjawisk paranormalnych, dziwnych stanów, uczuć, snów etc. Czasem, paradoksalnie, doświadczenie silnej obecności zła, może nas w konsekwencji doprowadzić do dobra - do Boga, wiary, pokory, prawdy, docenienia prawdziwej przyjaźni i miłości, odkrycia własnej, niepowtarzalnej ścieżli rozwoju duchowego. Zapraszam Was do wymiany doświadczeń związanych z tą sferą życia, jestem przekonana, że będzie ich sporo. Mnie osobiście całe to bagno nauczyło poważnego traktowania biblijnej zasady:

              "Unikajcie wszystkiego, co ma choćby pozór zła".