Dearest Girls. Macie rację, psychopata jest jak gwałt. Jak napisała jedna z Was w komentach: "Można udawać,że się nie pamięta.... ale flashbacki wciąż wracają... mimo upływającego czasu...".
Ja akurat nie mam flashbacków, tylko bardziej Mrożoną Rybę / zabetonowany grób. Tak pogodnie bym to określiła :) Ale że to gwałt, to się zgadzam. Tym właściwie jest "relacja" z psychopatą - gwałtem na emocjach, uczuciach, a przede wszystkim - sercu. I chyba serce najmocniej to pamięta. Tak, jak zgwałcona kobieta może mieć problem z seksem, podobny mechanizm dotyczy uczuć. Serce pamięta traumę i za wszelką cenę unika bliskości. Szczerze mówiąc, to jestem tym już chyba nawet zmęczona i chyba bym się już z dwojga złego ;) wolała w kimś nareszcie zakochać.
Dziś miałam okazję, bo spotkał mnie Chamski Zimowy Podryw. Poszłam na łyżwy (moje ostatnie odkrycie, pasja, sens życia, radość i ból) i zagadywał mnie jakiś koleś. Dał do zrozumienia, że wprawdzie jest żonaty, ale tutaj akurat jest sam ze znajomymi i że może by tak zachować dyskrecję i jakoś dłużej pogadać. Spojrzałam na niego oczami, w których mieniły się na przemian wielkie moherowe berety i czarne pistolety, powiedziałam, że życzę udanej i SZYBKIEJ jazdy i natychmiast się ulotniłam.
O gościu szkoda gadać, ale o łyżwach warto. Spieszę donieść, że TO (ruch, słońce, świeże powietrze) jednak jakoś DZIAŁA. Oczywiście, znam z autopsji ostre stany depresji, kiedy nie ma się sił nawet wypowiedzieć słowa "łyżwy", a co dopiero ubrać się i wyjść z domu, ale w stanie depresji umiarkowanej, sport pomaga. Być może łatwiej mi się zmobilizować na totalnym wkurwie, bo mam w pracy gościa, który zadaje pytania / wydaje polecenia w takim stylu i takim tonem, że depresyjnego flaka / wyluzowanego rastamana / kwiat lotosu / buddyjskiego mnicha potrafi w dziesięć sekund zamienić w bombę atomową, która zmiotła z powierzchni ziemi Hiroszimę.
Ujmujący koleś. Jako że nie piję, a muszę jakoś odreagować, to po serii niszczenia poduszek / rzucania o ścianę kostkami lodu (jak furia, to tylko ekscentryczna, Baronowo!), w końcu w pokorze sięgnęłam po Stare, Wszędzie Opisywane Metody, które zazwyczaj wydawały mi się zbyt banalne, jak na moją skomplikowaną i artystyczną duszę. I co? I działa. Kupiłam sobie ekstra figurówki i chodzę prawie codziennie :) Jeśli z tego wszystkiego rozpocznę spóźnioną karierę sportową, to pierwszy medal olimpijski zadedykuję temu wkurwiającemu facetowi :)
Wracając do meritum - samotność mnie zarazem nudzi i nie nudzi. Dobrze się czuję we własnym towarzystwie i potrzebuję sporo czasu w izolacji, męczy mnie bardzo nadmiar bodźców. Ale zarazem mam jednak poczucie, że są przecież na mapach przeżyć, uczuć i myśli, takie rejony, do których dotrzeć można tylko we dwoje. I zwyczajnie pochodziłabym też na spacery do lasu, a sama się boję.
Nie mam pojęcia, jak to dalej będzie wyglądało, bo przecież nie jest łatwo spotkać prawdziwą bratnią duszę, nie jest łatwo zaufać tej duszy i sobie, nie jest łatwo wytrwać i się nie zniechęcić jakimiś głupotami, nie jest łatwo odróżnić te głupoty od spraw poważnych.
W każdym razie - chciałabym z kimś być, ale chyba jeszcze nie teraz :)))) Pozdrawiam Was gorąco i mam nadzieję, że macie się dobrze. Dziękuję za wszystkie miłe i ciepłe słowa. Zamawiacie jakiś konkretny temat następnej notki?