Dziś będzie notka o fałszywym dążeniu do doskonałości. Myślę, że każda z nas po ucieczce od psychola wpadła w klimat kupowania książek "Dlaczego mężczyźni kochają zołzy" bądź ewentualnie: "Jak urwać mu jaja, których i tak nie ma". Ja też. Po takim upokorzeniu, jakie funduje zdrowej osobie psychol, naturalną reakcją jest zarówno wściekłość, jak i chęć jak najszybszej odbudowy zranionej dumy. Myślę, że to stąd wzięła się u mnie faza "fajne ciuchy, niezależność finansowa, poker face". Zapisałam się nawet na fejsie do grup zrzeszających rzeczone Zołzy. I co tam znalazłam? Obok fajnych, mądrych tekstów rzeczywiście spełnionych kobiet, mnóstwo pytań w rodzaju: "Jak sprawić, żeby on pomyślał, że jestem zołzą?" / "Jak często do niego pisać, żeby nie wydało się, że mi na nim zależy?" etc. I pomyślałam sobie: WHAT THE FUCK.
Z pułapki zwanej "kobieta, która kocha za bardzo", pełnej łez wylanych w bladym świetle księżyca, mglistych poranków i bezsennych nocy, możemy wpaść w pułapkę pt. "biurwo-korpo-bitch". Plecy proste, nienaganny makijaż, manicure, sranicure, nie wybaczę, nie daruję, nie dorastasz mi do pięt. A przede wszystkim - nie potrzebuję Cię. Do tego w sumie namawiają rozmaite nowoczesne podręczniki dla kobiet szukających miłości na miarę XXI wieku. "Kochaj wtedy, kiedy będziesz gotowa, nie wtedy, kiedy czujesz się samotna". "Jeśli nie pokochasz siebie, facet też cię nigdy nie pokocha". "Nie dawaj mu odczuć, że ci zależy, bo przestanie cię szanować".
Generalnie message jest taki, że dopiero po osiągnięciu jakiegoś stanu "doskonałości", a przynajmniej samowystarczalności, będziesz w stanie stworzyć szczęśliwy związek. Widzę tu dwie pułapki:
1. "Rozwiniesz" się tak mocno i poczujesz tak bardzo zajebista, że nawet nie spojrzysz na żadnego Cześka ani Janusza i nadal będziesz tkwić w iluzjach o poznaniu kogoś idealnego i na Twoją miarę.
2. Nigdy nie poczujesz się pewnie, że Twój Janusz, Czesiek czy Leonardo naprawdę Cię kocha, bo tak dalece wejdzie Ci w krew udawanie kogoś idealnego.
Na dodatek, w tym wszystkim gubi się jakoś BEZINTERESOWNOŚĆ. Miłości nie reguluje rynek popytu i podaży. Miłość musi być trochę nieracjonalna, a raczej tę racjonalność przekraczać. Musi być tajemnicą. Nie namawiam oczywiście do niedojrzałości, ignorowania rozumu czy też do nieodpowiedzialnego pakowania się ciągle w te same koleiny. Jestem jak najbardziej za stałym rozwojem, terapią, jeśli trzeba, budowaniem swojego, niezależnego od nikogo świata.
Ale jednocześnie namawiam do niezabijania w sobie romantyzmu, mimo że możemy myśleć, że skoro to on nas kiedyś prawie zabił, to teraz my weźmiemy na nim odwet. Tyle że bez otwartości na metafizykę, poezję i nieuchwytne piękno, zniszczymy właśnie w sobie najlepszą część naszego człowieczeństwa. Sądzę, że nie warto. Piszę to z perspektywy kogoś, kto usilnie próbował tak postępować. Jakiś czas udawałam Naprawdę Twardą Laskę i sądziłam, że dzięki temu pokocha mnie Naprawdę Twardy Facet.
A tymczasem NTF to przecież ktoś, kto kocha Cię niedoskonałą (doskonała i tak nie będziesz), z rozmazanym makijażem (albo i bez), z dołami, cellulitem, okresem, słabościami, niekonsekwencjami i mnóstwem zalet i wad. Uświadomił mi to ostatnio pewien Czesiek właśnie. Koleś zupełnie nie w moim typie, nic między nami nie było, ale powiedział mi coś, dzięki czemu roztopiła się we mnie mała góra lodowa: "Wiesz co? Daruj, ale to nie Ty decydujesz, czy ktoś cię pokocha, czy nie". I dodał: "A to, co budujesz, to jest TYLKO mur". TYLKO mur. Te dwa zdania otworzyły mi oczy na to, że choćbym nie wiem, jak się starała, to nie skłonię nikogo do miłości. To jest przecież BEZINTERESOWNY PODARUNEK. I w związku z tym nie muszę i nawet nie powinnam próbować wiecznie udawać jakiejś zołzy tudzież Lady Fitness, bo TO NIE JA. I po cholerę mi facet, który "pokocha" mnie jako LF?
Miłość to nie przepis na ciasto. To tylko w świecie psycholi tak jest. Kłamstwo, manipulacja, zeskanowanie czyjeść osobowości i uderzanie w odpowiednie struny. To dlatego wychodzimy z tego takie poranione - że w tym właśnie nie było ani krzty, nawet nieudolnie okazywanej, ale jednak miłości.
Konkluzja jest taka, że choć namawiam do rozwijania się i dbania o siebie, to przede wszystkim namawiam siebie i Was do bycia prawdziwą. Choć "Dlaczego mężczyźni kochają zołzy" to świetna książka z pozytywnym przesłaniem, to jednak uważam, że ważniejsze od stosowania zawartych w niej rad, jest słuchanie własnego serca. I kiedy nawet podpowie ono, że właśnie masz ochotę powiedzieć komuś, że owszem, zależy Ci na nim jak cholera, że tęsknisz, że go podziwiasz, ze jest dla Ciebie wyjątkowy, to - o ile nie jest to rzecz jasna psychol - MÓW. Bieg za pociągiem z rozwianym włosem i w deszczu też dozwolony. (Pod warunkiem, że facet jedzie na wojnę, a nie odwiedzić mamusię). W dzisiejszym świecie, gdzie wszystko jest tak okropnie sformatowane, opisane, wybebeszone i pozbawione tajemnicy, pielęgnowanie pierwiastka poezji to sprawa warta walki :)
Jeśli chodzi o książki: "Biegnąca z wilkami" Clarissy Pinkoli Estes. Pewnie wiele z was ją zna, a te które jeszcze nie, zachęcam. Dla mnie - książka życia. Uniwersalna. Pisana niełatwym, ale i niezwykłym językiem, piękna, mądra opowieść o kobiecej naturze, głęboka, pouczająca, inspirująca. Czytałam ją kilkakrotnie, na różnych etapach życia. Pozwoliła mi zrozumieć lepiej siebie, inne kobiety. Zawsze sięgam po nią w chwilach kryzysów, bo daje mi wzmocnienie, siłę, działa trochę jak terapia. Zawsze znajduję w niej rozdział, fragment, zdania, które doskonale opisują i analizują moją sytuację. Podarowałam ją w prezencie swoim przyjaciółkom, a te swoim znajomym, kobietom potrzebującym pomocy czy wsparcia. W temacie, który nas wszystkie tu interesuję polecam rozdział "Tropienie intruza. Pierwsza inicjacja". To interpretacja bajki o Sinobrodym. Genialny. Czytajcie, powoli, w skupieniu, pomoże Wam. A Tobie Wadero polecam też "Oswobodzenie silnej kobiety" tej autorki poświęconą postaci Matki Boskiej, A.
OdpowiedzUsuńFajnie,że o tym piszesz Wadero, ja też mam podobne przemyślenia, wiem , że powinnam pewne rzeczy w sobie zmienić, ale nie wyobrażam sobie siebie ,bez pewnej dozy romantyzmu i nieprzewidywalności.No ok można ciężką pracą wyzwolić w sobie rozsądek,niedostępność czy co tam jeszcze chodzić z uniesioną głową ale ja nie chcę taką być, tak jak nie chciałam być zołzą po przeczytaniu tamtej książki, No po prostu to już nie byłabym ja.Wolę być sobą nawet za cenę tego , że będę już zawsze sama,skoro tak łatwo mnie w obecnym kształcie skrzywdzić i wykorzystać.Pani w kiedyś powiedziała,że ja jestem taka romantyczna i tak pragnę tego żeby ktoś mnie głaskał po włosach itp. Cisnęło mi się na usta "a Ty byś nie chciała?" Pozdrawiam wszystkie niepoprawne romantyczki.
UsuńAno właśnie, głaskanie, przytulanie - tego chciałyśmy od psychola skuszone jego atencją. Dostałyśmy kupę gnoju, z której smrodku tak trudno się teraz uwolnić. Ale...czy któraś z was ma obok siebie kogoś, kto potrafi tak po prostu usiąść razem, pogłaskać i przytulić? Siostrę, brata, rodzica, przyjaciela? Ja nie... i w tym największy problem.
UsuńWadero, trafiasz w punkt. Przytomne, nie mieszać z wyrozumowanym, postrzeganie rzeczywistości, akceptacja siebie tu i teraz - obecnych w nas myśli i emocji, nie zmienianie siebie, ale działanie w harmonii z najgłębszym ja. Tak to chyba ma być.. Pozdrawiam - Beata
OdpowiedzUsuńBeata zgadzam się. Nie ma wzorca na każdego człowieka, i szablonu: teraz stajemy się twardymi laskami, żeby nie mieć już żadnych "braków" bo jakiś zryty gość walił z rozpędu w te czułe punkty. Czy tylko mnie słowo "brak" irytuje? :-) i powoduje wewnętrzny bunt? Czasami zastanawiam się dlaczego korpo-psycho-manipulant uwziął się właśnie na mnie i niestety dochodzę do wniosku, że drażniła go moja niezależność chcąc mnie osłabić walił w czułe punkty, żeby je znaleźć grzebał wśród znajomych w mojej przeszłości , notorycznie w moim komputerze.Jakbym się nie uparła i nie patrzyła na siebie samokrytycznie: ja wobec tego człowieka byłam bardzo w porządku. A słabe punkty, chyba większość znanych mi osób posiada. Tylko, że normalni ludzie ich nie wykorzystują przeciwko drugiej osobie chyba, że w jakiejś kłótni, w nerwowej sytuacji. Dlatego fasada twardej po "taaaaaakiej imprezie" jest jak najbardziej zrozumiała, ale niech to tylko będzie fasada a nie "nasze nowe ja". Sorry za bełkot dziewczyny, ale grypsko w domu. M.
UsuńWszystkie dziewczyny tutaj i te które jeszcze tu nie dotarły Ale dotrą niebawem na czele z autorką wielki szacun i brawa jesteście niepowtarzalne pięknie silne i nietuzinkowe.Przyblakalam się na te strony ryja Internet w poszukiwaniu odpowiedzi i potwierdzenia ze wszystko ze mną w porządku, nie zwariowalam i nie mam rozdwojenia jaźni.
OdpowiedzUsuńPiszcie jak najwięcej o wszystkim bo nie macie pojęcia jak bardzo to pomaga kiedy czyta się cudzą historię która wygląda jak nasza własna. To utwierdza ze jestem normalna , a to co mi się przydarzyło to problem tego człowieka nie mój własny,moim zadaniem jest się wydostać z klatki raz zbudowanej ze złota raz ukreconej z gowna. 29 długich miesięcy walczyłam o siebie ,o godność, o życie w końcu. W lutym wazylam 42 kg , 168 wzrostu czyli na granicy wycienczenia.Wtedy też znalazłam swój własny komentarz przy tekście dotyczącym życia z socjologa, psychopata, alkoholikiem i patologiczny klamca,tekst był z przed dwuch lat . Nie dowierzalam , czy to już dwa lata próbuje? I nic , jak to możliwe
W maju powiedziałam sakramentalne fuck you off.Przeszedł samego siebie . Po 6 latach wytężonej pracy tego delikwenta byłam uzależniona finansowo, psychicznie , odcięta od rodziny , przyjaciół, sama w obcym ... jego kraju, z dwójką małych dzieci . Resztka sił zmieniłam adres , wyjechałem 200 km dalej, nr telefonu, zostawiła adres e-mail, furtkę dla tego lunatyka , do września czyli do chwili wykasowania e-maila którego miałam od z górką 10 lat przeszedł przez wszystkie studia zbydlecenia. Mam 45 lat więc w ruch poszło to na pierwszy ogień , że brzydka i Stara i ze nikt mnie nie zechce na bank poprzez poruszanie najbardziej intymnych spraw . Po miesiącu zalewania się z podlogi ,znalazłam pracę , ogarnęła dzieciaki i zaczęłam powoli stawać na nogi . Sam nie miał do mnie dostępu więc wykorzystał swojego syna , kochałam tego dzieciaka jak własnego , nie przypuszczajac ze każde pytanie z jego strony w zasadzie zadaje tatuś . Tym sposobem był na bieżącą zapoznany z moja nowa sytuacja A ze nie wsmak mu było wybitnie ze mam w dupie alimenty którymi próbował pogrywać , radzę sobie dosyć dobrze , przynajmniej na zewnatrz , zdobyl przez synka a ja glupia dalam sie wpuscic w maliny moj nowy adres . Trzy dni temu z pod mojego domu zniknal samochod , mieszkam 15 km od miasta gdzie pracuje i gdzie dzieci chodza do szkoly, dostalam tylko wiadomosc na whats up o 2 nad ranem ze teraz jestesmy kwita . Bez samochodu mozecie sobie wyobrazic jak bedzie mi ciezko, ale ogarnelam , pozyczylzm pieniadze , załatwiła zwolnienie od lekarza żeby zyskać na czasie i roboty nie stracić , dam radę , pytam tylko kurna o co temu gościowi chodzi ?Na litość boską skoro w ostatnim e-mailu napisał wspanialomyslnie kocham się właśnie z inną A Ciebie już nie kocham , no to kur,,,,a zostaw mnie w spokoju ,, normalny człowiek tak by zrobił , co jest z tymi ludźmi , ? O co mu chodzi? Chce żebym przypelzla z blaganiem ? O co kolwiek? Musiałabym się własną pięścią zabić.
Tyle Was tu jest ze wiem napewno od maja do teraz jestem o całą zieloną milę dalej i będę jeszcze dalej A każdy raz zadany przez tego lunatyka stawia mnie wyżej i prościej .Pocztówki i cieniutkie uściski z zimnej irlandii
Jak sytuacja u Ciebie? Wychodze ze zwiazku ktory trwal 13 lat w tym 7 lat malzenstwa. Moj jeszcze maz znalazl sobie kochanka (mysle ze nue pierwsza), wyprowadzil sie, ja nie zrobilam o to ani jednej awantury po cichu w tym czasie zbierajac dowody jego zdrady, poerwsza sprawa 14 lutego, ale wlasnie: wszystko bylo tam jak chcial to dlaczego dreczy mnie smsami i msci sie za nie wiem co?
Usuń