"Nadajeło adzjewatsa i razdzjewatsa" ("Znudziło mi się ubierać i rozbierać") - brzmiała treść listu pożegnalnego pewnego rosyjskiego samobójcy.
Historia najprawdopodobniej zmyślona, co nie znaczy, że nieprawdziwa. Myślałam dziś o tej nieznośnej powtarzalności i ekstremalnym znużeniu nią. Wszędzie takie same dzióbki na fejsie. Takie same pazury hybrydowe. Takie same wygolone z po bokach i dłuższe na czubku fryzury u facetów. Te same seriale, którymi się wszyscy podniecają, a z których nic nie rozumiem, bo jestem oldchoolowa i tak długo, jak tylko się dało, miałam Nokię 3310. Ten sam jogging i ciuchy do jogginu, te same smooooooothieeees z zielonych warzyw i owoców, to samo sojowe latte w pracy i to samo prosecco na randce, te same klisze w rozmowach.
Rzygam tym dalej niż widzę, buntuję się i czuję coraz bardziej samotna. Niesamowicie brakuje mi głębi. Rozmów O CZYMŚ. Bezinteresowności. Pasji PRAWDZIWIE oryginalnej, a nie powielania pasji modnej w danym sezonie - nie wiem, btw, co jest teraz modne, zakładam, że nurkowanie w Tajlandii, ale pewna nie jestem.
Żeby było jasne - nie mam nic przeciwko nurkowaniu, joggingowi i nawet nie mam nic do zielonych warzyw, ale kurna nie wierzę, że lubimy je WSZYSCY. Przeraża mnie życie zamienione w rytuały, których efektem ma być na dodatek głównie przejrzenie się w czyichś oczach. Piję to latte, a potem prosecco, wrzucam na fejsa info, że to piję i że się świetnie bawię, dostaję lajki, ludzie mi zazdroszczą, jestem na topie, moje życie jest udane, kolejny dzień teatru zaliczony.
Nikt się nie domyślił, że w gruncie rzeczy jestem przestraszonym i zakompleksionym facetem, który kiedyś lubił sklejać modele, ale przestał, bo śmiali się z niego koledzy. Po paru latach takiego funkcjonowania nie pamiętam o tym już także ja sam. Dziewczyna jest mi potrzebna do tego, żeby mnie podziwiała, żeby ładnie koło mnie wyglądała i żeby zazdrościli mi jej koledzy. Czym się interesuje? No oczywiście tym samym, co ja: mną. Tyle nas łączy, mamy też wspólne hobby - lubimy jogging i... prosecco.
Się czepiłam prosecco, bo jakoś mnie mocno wkurza :) Nie było tego KIEDYŚ, że powiem, jak taka stara baba. A teraz należy do dobrego tonu pić właśnie to i wszyscy nagle to lubią. Nie buntuję się przeciwko samemu trunkowi, ale przeraża mnie, że coraz mniej wokół ludzi, którzy zeżrą normalnego schabowego bez obawy o bycie zaszufladkowanym do kategorii "Janusz i Grażyna".
Coraz mniej ludzi, którzy kurna olek, przeczytali ostatnio jakąś KSIĄŻKĘ. I to nie poradnik o tym, jak schudłam 100 kilo albo osiągnęłam zen dzięki minimalizmowi. Brakuje mi SZTUKI. Nie pornografii, nie destrukcji, nie nihilizmu, tylko sztuki - mądrej, głębokiej, o czymś. Marzy mi się katharsis - w literaturze, kinie, teatrze, ale przede wszystkim w rozmowach. Jest na świecie jeszcze trochę osób, z którymi można pogadać, ale mam wrażenie, że coraz więcej z nas wstydzi się mieć duszę. Wstydzi się dobra. A bez tego niedługo oszalejemy albo się udusimy.
Piszę trochę banały, ale cała ta refleksja ma też "psychopatyczny kontekst". W obliczu tego ogólnego spłycenia, zbanalizowania życia, pracy, rozrywek, psychopata z początku pociąga nas, bo wieje od niego jakiś BEZKRES. Nie wiemy wtedy jeszcze, że to bezmiar skurwysyństwa, ale atrakcyjny wydaje się przeczuwany przez nas ROZMACH. Warto na to zwrócić uwagę, bo wydaje mi się, że może to dotyczyć wielu z nas. Świat stał się mocno banalny, a ludzie przewidywalni i jednowymiarowi. Tym większa jest w nas tęsknota do przeżycia czegoś NA MAKSA. O tym, że można sobie w ten sposób NA MAKSA zniszczyć życie, dowiadujemy się później.
Konkuzja? Uwaga na fajerwerki. Ale też uwaga na płastugi w sojowym latte ;) Myślę, że warto zrobić sobie tej zimy post od fejsa, od spotkań "bo wypada", "bo co powiedzą", "bo się obrażą". Zwolnić trochę, zapuścić wąsy i wełniane skarpety, posłuchać Dżemu albo przeciwnie - techno. Dzięki abstynencji od Tego - Co - Wszyscy, poczuć, to, co TY. Czego się chce, kim się jest, kim się już nie jest, kim chciałoby się być. Wiem, że straszny Paolo Coelho mi z tej notki wyszedł, ale miałam potrzebę podzielić się tą refleksją, nazwać to, co właśnie przeżywam. I nawet, jeśli to jest banalne, to może właśnie i dobrze. Oddychanie też jest banalne ;)