sobota, 17 października 2015

Something stupid like "I love you"


- Ale powiedział ci już, że cię kocha??
- Nie :(((
- Ojej...

**

- Wyznał mi miłość.
- O jaaaaa, niesamowite...
- Nooo :))

::

Jeśli spojrzymy na te dwie sytuacje zupełnie na chłodno, to z obu właściwie niewiele wynika. A tymczasem pierwsza z nich budzi raczej negatywne, druga zaś pozytywne emocje. Dlaczego? Bo po pierwsze, co dobre, prawdziwe i naturalne - miłość jest naszą podstawową potrzebą i tęsknotą, a po drugie - jesteśmy nafaszerowani Hollywoodem. Na twardych dyskach naszych mózgów mamy wgrane tysiące filmów, w których wyznanie "kocham cię!" (najlepiej oczywiście po jakimś biegu i w deszczu ;)), wieńczy akcję. Skoro wyznanie "kocham cię" to w wielu dziełach literackich i produkcjach filmowych, podstawowy CEL, na dodatek tak ogromny, że można i wręcz należy, podporządkować mu wszystko inne, na to właśnie programujemy się, wyczulamy i ustawiamy swój azymut.

No i kiedy TO usłyszymy, otwieramy swoje serca i domy, smażymy kotlety i wyskakujemy z bielizny. Tja. A potem rozpaczamy, że ktoś nas zostawił, "a przecież kochał". I zaczynamy pogoń za "utraconą miłością". A prawda jest taka, że niczego nie utraciłyśmy, bo też niczego nie było.

Kiedy mamy do czynienia ze względnie normalnym facetem egoistą, powie nam "kocham cię" może nawet szczerze, w fazie, kiedy najbardziej mu się podobamy i kiedy nie wyobraża sobie życia bez nas. A wtedy mógłby wziąć odpowiedzialność najwyżej za słowa: "lecę na ciebie". No ale trochę to tak jednak brzmi nie ten teges. Mówi zatem "kocham", bo CZUJE, że kocha i nie wie jeszcze (albo nie chce wiedzieć tudzież udaje, że nie wie), że miłość to nie uczucia, ale postawa. Brzmi to jak dziewiętnastowieczny wykład prababki z wielkim, siwym kokiem, ubranej jeno w mole i naftalinę i oczywiście można byłoby na to prychnąć wydymając z wyższością wargi napompowane botoksem, gdyby to nie była prawda. Żeby sięgnąć po mądrość, trzeba mieć pokorę. A tej nabywa się czasem dopiero po szesnastym zderzeniu ze ścianą tudzież betonem. I dobrze, nadal warto skorzystać, znacznie poprawiając sobie jakość życia. Lepiej późno niż wcale.

Jeśli nie NAUCZYMY SIĘ kochać siebie i innych i zaczniemy się wiązać z innymi niedojrzałymi mężczyznami czy kobietami, najprawdopodobniej się poranimy. Jeśli jednak trafimy na psychopatę, wtedy będziemy musieli/musiały, walczyć o życie. Plusem tak hardkorowej sytuacji jest jednak to, że w tej walce mamy naprawdę potężny impuls, aby dojrzeć. Jeśli chodzi już nie tyle o jakość życia, ale i o samo przeżycie, motywacja bywa silna. Bez nabrania dojrzałości, wpadniemy bowiem ponownie w sidła - czy to tego samego, czy innego tego typu człowieka.

Mechanizm jest w gruncie rzeczy dość prosty. "Na wejściu" dostajesz NADMIAR Wszystkiego, o Czym Skrycie Bądź Jawnie Marzy Każda Kobieta. Uwagę, cierpliwość, wysłuchiwanie Cię zawsze i wszędzie, stałą obecność, adorację, zachwyt, pomoc, no i To, o Co Nam Wszystkim Chodzi, czyli: KOCHAM CIĘ.

To są słowa wielkie, piękne, uroczyste i wiele obiecujące. Trudno nie zarezonować wewnętrznie, kiedy je słyszymy i kiedy na dodatek wypowiada je atrakcyjny facet. Podkładamy pod te słowa treść, którą mamy w głowie i sercu. A zatem myślimy, że chodzi tutaj o nasze dobro i automatycznie zaczynamy bardziej ufać. Ktoś, kto kocha, nie krzywdzi. A jeśli nawet niechcący mu się to zdarzy, cierpi z powodu wyrządzonej kochanej osobie przykrości.

Ale nie psychopata. Psychopatę w twojej krzywdzie będzie interesowało jedynie to, czy mimo ponoszonych przez Ciebie strat jeszcze jesteś podatna na bajki, które Ci opowiada i czy nadal ze związku z Tobą odnosi jakąś korzyść.

Kiedy myślę o tamtym czasie, mam w pamięci przekonanie, że jeśli nareszcie uświadomię mu, jaki ból przeżywam i jak bardzo niszczy mnie ta relacja, on nareszcie opamięta się i da mi spokój. Nie mieściło mi się w głowie, że to może nie mieć żadnego znaczenia. Nie miał znaczenia nawet już bardzo groźny stan, kiedy na skraju wyczerpania brakiem snu, chciałam pojechać do szpitala psychiatrycznego po jakiekolwiek leki umożliwiające zaśnięcie. Usłyszałam wtedy stanowczy sprzeciw, który bardzo mnie zdziwił, bo sądziłam, że w naprawdę skrajnej sytuacji robi się wszystko, żeby pomóc kochanemu człowiekowi. Kiedy patrzę na to z dzisiejszej perspektywy, sądzę, że chodziło tu zwyczajnie o OPINIĘ innych ludzi na jego temat. Im więcej osób trzecich, tym większa szansa, że ofiara zacznie myśleć samodzielnie oraz że sprawca zostanie zdemaskowany. To ciekawe, ale nawet wtedy w jakimś sensie wierzyłam, że on nie może odpuścić i przestać mnie nachodzić (w jego języku: "walczyć o mnie"), bo mnie tak bardzo "kocha".

Dziś wiem, że jeśli w "miłości" istnieje jakikolwiek przymus, jest to jej zaprzeczeniem. Słusznie napisał ksiądz Marek Dziewiecki: "Pomylić miłość z jej imitacjami to popełnić tak straszny błąd jak pomylić życie ze śmiercią". I to jest fakt. Taka "zabawa" może okazać się dla nas niezwykle niebezpieczna, bo kiedy sądzimy, że przeżywamy miłość, otwieramy się, ufamy, wpuszczamy kogoś do swojego świata. A kiedy wpuścimy tam zło, przeżyjemy potężną rozpacz i wielkie spustoszenie. A na dodatek... uzależnimy się od sprawcy przemocy. Będziemy tęsknić za tym magicznym "kocham cię" jak za działką heroiny i robić wszystko, żeby to ponownie usłyszeć. Jak każdy uzależniony, poświęcimy dla nałogu wszystko, co było dla nas kiedyś ważne - przyjaciół, rodzinę, relację z Bogiem, zainteresowania, pracę, samego siebie.

Co dostaniemy w zamian? Mówiąc brutalnie - gówno. Niestety, "illusion never change into something real", jak śpiewała Natalia Imbruglia. Warto zatem jak najszybciej zdać sobie sprawę z tego, że tutaj nie jest potrzebna jeszcze jedna para seksownych pończoch "aby obudzić jego zetlałe uczucie", ale DETOKS. Droga przez mękę, ale do gwiazd :) Pocieszającą sprawą w bezmiarze rozpaczy, w jakim znajdują się porzucone ofiary będzie przyjęcie do wiadomości, że skoro to nie była miłość, to naprawdę nie stało się nic strasznego, że "już jej nie ma".

Jej odejście robi miejsce PRAWDZIWEJ MIŁOŚCI. A prawdziwa miłość nie kłamie, nie manipuluje, nie zdradza, nie wykorzystuje (nowa wersja Listu św. Pawła do Koryntian ;). A na dodatek z jej przyjęciem nie trzeba zwlekać ani czekać na Magiczny Piorun. Ona już tu jest i na nas czeka. Jest w każdym życzliwym geście dobrego człowieka, w uśmiechu, serdeczności, bezinteresowności, w oparciu od bliskich, a czasem i obcych ludzi.

Dlatego wszystkie ofiary przemocy serdecznie namawiam do uczestnictwa w grupach 12 kroków, kobiet kochających za bardzo lub tp. Zdrowienie i nabywanie dojrzałości musi przebiegać dwutorowo - trzeba zdobywać wiedzę i jak najwięcej czytać o tym, co się wydarzyło, starając się zrozumieć, jakie mechanizmy w Tobie do tego doprowadziły, ale trzeba także DOŚWIADCZYĆ ciepła, serdeczności i wsparcia. Bez tego niestety łatwiej sięgnąć po strzykawę z trucizną. A, jak wiadomo, z każdego nałogu są dwie drogi wyjścia - całkowita abstynencja albo śmierć. I tym optymistycznym akcentem kończąc, życzę wszystkim dużo wiary i nadziei :) Bo ile można o miłości ;)




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz