"To niemożliwe, żeby ktoś był tak wyrachowany, musiało mu >>paść na mózg<<". "On jest zrozpaczony, muszę mu jakoś pomóc". "W takiej sytuacji przestaje się myśleć o tym, co było nie tak, trzeba ratować człowieka".
...i tak dalej, i tak dalej.
Psychopata przegiął, zrobił coś, czego absolutnie nie jesteś w stanie zaakceptować, jesteś wściekła, zrozpaczona, rozczarowana i przerażona? Najpierw usłyszysz, że to nie tak, jak myślisz, że to nie jego ręka, głowa, noga, oko, mózg / penis. Ok, znasz to, nie zadziała. No to gramy dalej, tym razem w "porozmawiajmy spokojnie, rzeczywiście, popełniłem straszny błąd, ale dopiero tak skrajna sytuacja uświadomiła mi, jak bardzo Cię kocham i jakim potwornym nieszczęściem byłaby utrata Ciebie". Też znasz.
No to skoro nie da się już oszukać ani Twoich zmysłów, ani głowy, kolej na emocje. Najpierw może być "lajcik" - przeprosiny, dramatyczne wyznania miłości, łzy, padanie na kolana / padanie na kolana przed świętym obrazem (wersja dla wierzących). Jeśli i w tym odkryjesz tani teatrzyk, sprawa robi się poważniejsza. Teraz kolej na wytoczenie grubych dział. "Nie wiem, co mi jest, taki straszny ucisk w klatce piersiowej, nie mogę oddychać". I co wtedy robisz? Trudno, olać własną rozpacz, trzeba ratować człowieka. Pytasz, w którym miejscu boli, szukasz leków, starasz się delikwenta uspokoić, bo może to naprawdę zawał itd. No a potem się wszystko "jakoś rozchodzi", bo przecież nie będziesz poruszać trudnych tematów z facetem, który dopiero co cofnął się z granicy świata żywych i umarłych. I o to - i tylko o to - od samego początku mu chodziło.
Nie mieści Ci się w głowie, że można posunąć się do takiego zwyrodnialstwa, żeby coś takiego ODEGRAĆ. Za pierwszym razem się nie mieści, później z przerażeniem odkrywasz, że to jednak jego stały myk. Mój eks miał dwa poważne zawały, jak również dwa razy popełnił samobójstwo. Drugiego już nie kupiłam, choć scenka była odegrana porządnie - z listem pożegnalnym, nieobecnością w pracy, nieodbieraniem niczyich telefonów. Moja rada? Jeśli Wasz miś ma "zawał" bądź grozi samobójstwem - w pierwszym przypadku wzywamy pogotowię, w drugim - policję. To nasz ustawowy obowiązek w przypadku zagrożenia życia. Jeśli człowiek rzeczywiście jest chory, uratujemy mu życie, jeśli nie - uratujemy swoje. Zobaczymy wtedy prawdziwą twarz wściekłego psychola, któremu nie udała się sztuczka i dzięki temu będziemy mieć szansę szybciej zerwać i z nim, i z własnymi złudzeniami.
Darujmy sobie także perswazje, terapie i leczenie - tzn. zajmijmy się nimi, ale w SWOIM, a nie psychopaty kontekście. On leczenia nie chce i nie potrzebuje. Nie jest zagubionym misiem, tylko drapieżnikiem działającym według prostego schematu - opłaci mi się to bądź nie. On NIE CHCE się zmienić. A my dzięki terapii dojdziemy do punktu, w którym bycie z nami totalnie nie będzie mu się opłacało. Bo to, że nam się to nie opłaca, jest pewne. Powodzenia, konsekwencji, cierpliwości, a potem dużo radości z nowego życia życzę :)
Dziekuje za ten wpis, w trakcie lektury (choc to nie pierwsza strona o psycholach, ktora czytam regularnie)pierwszy raz napotkalam na opis z udawaniem choroby, zlego sampoczucia. moj psychol nigdy nie przeprosil, nie kajal sie ze zdradzil, ale jak juz wszystko stawalo na ostrzu noza nagle mial stan przedzawalowy, nagle serce mu tak lomotalo ze umiera, albo mowil ze nie ma po co zyc i popelni samobojstwo, wszystko tak jak piszesz...czytalam ostatnio ksiazke pt. kochalam psychopate, i tam te bohaterka opisuje wiele sytuacji gdzie jej maz w stuacjach krytycznych albo kiedy istnialo ryzyko ze cos sie wyda - mial zawal :)
OdpowiedzUsuńdobrze, ze mam to juz za soba
Oj, dobrze. Normalnemu człowiekowi nie mieści się w pale, że można udawać zawał albo pozorować samobójstwo. Coś przerażającego. Brawo za ucieczkę! Brrrr
OdpowiedzUsuńNormalny czlowiek moze miec takie objawy jak ma nerwice lekowa
OdpowiedzUsuń