poniedziałek, 20 listopada 2017

Przepraszam, czy zechciałby Pan mieć duszę?

"Nadajeło adzjewatsa i razdzjewatsa" ("Znudziło mi się ubierać i rozbierać") - brzmiała treść listu pożegnalnego pewnego rosyjskiego samobójcy. 

Historia najprawdopodobniej zmyślona, co nie znaczy, że nieprawdziwa. Myślałam dziś o tej nieznośnej powtarzalności i ekstremalnym znużeniu nią. Wszędzie takie same dzióbki na fejsie. Takie same pazury hybrydowe. Takie same wygolone z po bokach i dłuższe na czubku fryzury u facetów. Te same seriale, którymi się wszyscy podniecają, a z których nic nie rozumiem, bo jestem oldchoolowa i tak długo, jak tylko się dało, miałam Nokię 3310. Ten sam jogging i ciuchy do jogginu, te same smooooooothieeees z zielonych warzyw i owoców, to samo sojowe latte w pracy i to samo prosecco na randce, te same klisze w rozmowach. 

Rzygam tym dalej niż widzę, buntuję się i czuję coraz bardziej samotna. Niesamowicie brakuje mi głębi. Rozmów O CZYMŚ. Bezinteresowności. Pasji PRAWDZIWIE oryginalnej, a nie powielania pasji modnej w danym sezonie - nie wiem, btw, co jest teraz modne, zakładam, że nurkowanie w Tajlandii, ale pewna nie jestem. 

Żeby było jasne - nie mam nic przeciwko nurkowaniu, joggingowi i nawet nie mam nic do zielonych warzyw, ale kurna nie wierzę, że lubimy je WSZYSCY. Przeraża mnie życie zamienione w rytuały, których efektem ma być na dodatek głównie przejrzenie się w czyichś oczach. Piję to latte, a potem prosecco, wrzucam na fejsa info, że to piję i że się świetnie bawię, dostaję lajki, ludzie mi zazdroszczą, jestem na topie, moje życie jest udane, kolejny dzień teatru zaliczony. 

Nikt się nie domyślił, że w gruncie rzeczy jestem przestraszonym i zakompleksionym facetem, który kiedyś lubił sklejać modele, ale przestał, bo śmiali się z niego koledzy. Po paru latach takiego funkcjonowania nie pamiętam o tym już także ja sam. Dziewczyna jest mi potrzebna do tego, żeby mnie podziwiała, żeby ładnie koło mnie wyglądała i żeby zazdrościli mi jej koledzy. Czym się interesuje? No oczywiście tym samym, co ja: mną. Tyle nas łączy, mamy też wspólne hobby - lubimy jogging i... prosecco.

Się czepiłam prosecco, bo jakoś mnie mocno wkurza :) Nie było tego KIEDYŚ, że powiem, jak taka stara baba. A teraz należy do dobrego tonu pić właśnie to i wszyscy nagle to lubią. Nie buntuję się przeciwko samemu trunkowi, ale przeraża mnie, że coraz mniej wokół ludzi, którzy zeżrą normalnego schabowego bez obawy o bycie zaszufladkowanym do kategorii "Janusz i Grażyna".

Coraz mniej ludzi, którzy kurna olek, przeczytali ostatnio jakąś KSIĄŻKĘ. I to nie poradnik o tym, jak schudłam 100 kilo albo osiągnęłam zen dzięki minimalizmowi. Brakuje mi SZTUKI. Nie pornografii, nie destrukcji, nie nihilizmu, tylko sztuki - mądrej, głębokiej, o czymś. Marzy mi się katharsis - w literaturze, kinie, teatrze, ale przede wszystkim w rozmowach. Jest na świecie jeszcze trochę osób, z którymi można pogadać, ale mam wrażenie, że coraz więcej z nas wstydzi się mieć duszę. Wstydzi się dobra. A bez tego niedługo oszalejemy albo się udusimy.

Piszę trochę banały, ale cała ta refleksja ma też "psychopatyczny kontekst". W obliczu tego ogólnego spłycenia, zbanalizowania życia, pracy, rozrywek, psychopata z początku pociąga nas, bo wieje od niego jakiś BEZKRES. Nie wiemy wtedy jeszcze, że to bezmiar skurwysyństwa, ale atrakcyjny wydaje się przeczuwany przez nas ROZMACH. Warto na to zwrócić uwagę, bo wydaje mi się, że może to dotyczyć wielu z nas. Świat stał się mocno banalny, a ludzie przewidywalni i jednowymiarowi. Tym większa jest w nas tęsknota do przeżycia czegoś NA MAKSA. O tym, że można sobie w ten sposób NA MAKSA zniszczyć życie, dowiadujemy się później. 

Konkuzja? Uwaga na fajerwerki. Ale też uwaga na płastugi w sojowym latte ;) Myślę, że warto zrobić sobie tej zimy post od fejsa, od spotkań "bo wypada", "bo co powiedzą", "bo się obrażą". Zwolnić trochę, zapuścić wąsy i wełniane skarpety, posłuchać Dżemu albo przeciwnie - techno. Dzięki abstynencji od Tego - Co - Wszyscy, poczuć, to, co TY. Czego się chce, kim się jest, kim się już nie jest, kim chciałoby się być. Wiem, że straszny Paolo Coelho mi z tej notki wyszedł, ale miałam potrzebę podzielić się tą refleksją, nazwać to, co właśnie przeżywam. I nawet, jeśli to jest banalne, to może właśnie i dobrze. Oddychanie też jest banalne ;)

poniedziałek, 13 listopada 2017

Wstań ze śpiączki

Przeczytałam ostatnio parę tekstów o tym, czego żałują ludzie, kiedy zbliżają się do końca życia i o tym, że nigdy nie są to godziny spędzone w biurze. Oczywiście, żałujemy tego, że nie biegaliśmy rano po rosie, nie rzuciliśmy tego wszystkiego i nie pojechaliśmy w Bieszczady oraz że nie odważyliśmy się powiedzieć komuś, kogo kochamy, że go właśnie kochamy. 

Wszystko piknie, tyle, że założę się, że każda z nas, psycho-recovers, żałuje raczej tego, że nie spędziła więcej godzin w biurze zamiast dawać się ponosić reżyserowanemu (tego wtedy jeszcze nie wiemy) przez psychola "spontanowi". Psychol na niczym nie żeruje tak, jak właśnie na romantyzmie. Fundowanie nam chodzenia boso po rosie / trawie / rozżażonych węglach / krowich plackach (to w końcowej fazie znajomości) to jego specjalność. Schemat jest prosty - psychol budzi nas o świcie i zabiera w romantyczną podróż na najbliższą łąkę, pokazuje jakieś wschody, jakieś wzwody, tańczy taniec godowy, wyciąga butelkę szampana i dwa kieliszki, upija, całuje, wyznaje. 

A Ty zapamiętujesz ten moment jako Sens Życia i masz go w pamięci, kiedy słyszysz później chamskie odzywki albo znajdujesz inne niż swoje włosy na jego marynarce. Co więcej, jeśli napomkniesz później, że owszem, lubisz chodzić boso, ale z innych powodów niż brak pieniędzy, usłyszysz ponuro-zawiedzione: "myślałem, że jesteś inna". No i starasz się wtedy dowieść mu, że jesteś Inna Niż Te Wszystkie Wstrętne Materialistki. Uczysz się żyć bez potrzeb i bez dóbr, aż w końcu i tak zostajesz porzucona dla blond lali z korpo tudzież kogokowiek innego, kto się akurat nawinął i był mniej wyeksploatowany niż ty. 

Dalszy schemat jest nam znany - załamka, otwarcie oczu, wkurw stulecia, trzeźwienie, apatia, euforia, znów apatia, względna równowaga. A co po takiej historii staje się najbardziej podejrzane? Nasz romantyzm. Wyrzucamy więc z furią wszystkie kwiatki, pszczółki, misie, listy, koniczynki, serduszka, kasujemy z dysku rzewną muzykę i wgrywamy marsze Trzeciej Rzeszy, stajemy się Silne i Pragmatyczne. Na jakiś czas jest to potrzebne, ale niebezpiecznie wchodzi w krew i potem trudno z tego zrezygnować. 

Nie wiem, czy też macie doświadczenie obsługiwania siebie jak maszyny - podnieść, nakarmić, napoić, zawieźć do pracy, przywieźć, położyć, ochronić przed ludźmi. W stanie zombie nie ma innego wyjścia, ale widzę po sobie, że taki model uczy totalnego oderwania od potrzeb, pragnień i marzeń. Po doświadczeniu z psycholem postrzegamy marzenia jako zagrożenie. To w końcu one zawiodły nas aż do piekła. Straciłyśmy kontrolę i teraz boimy się tego samego. 

Doszłam w tym do perfekcji. Już prawie sny swoje kontroluję. Dramat jakiś, mam dość. Tym bardziej, że zawsze byłam na przeciwnym biegunie - królowa chaosu, chujowa pani domu, żadnego problemu z chodzeniem po drzewach, wagarami, śmianiem się do utraty sił, spontanicznymi wypadami za miasto, goszczeniem tłumu szalonych ludzi etc. 

Po psycholu - drugi biegun. Priorytetem stała się praca, bo praca to kasa, a kasa to niezależność - od wszystkich psycholi świata. Próbuję kontrolować jak najwięcej obszarów rzeczywistości, bo ciągle wydaje mi się, że jeśli nie będę tego robić, to COŚ MNIE ZEŻRE. Tak jak już raz zeżarło i wypluło. Tyle, że widzę, że ta chęć kontroli i tłamszenie własnej psychiki też mnie zżera.

Przyczyna takiego stanu rzeczy to też potworne zmęczenie, znane chyba tylko ofiarom psychopatów. Nie ma szansy na spontan, kiedy marzysz tylko o położeniu się do łóżka. Trwa to u mnie już ze dwa lata. Myślałam, że przejdzie, jak się w końcu wyśpię po siedemdziesięckokroć, ale tak się jednak nie stało. Lepiej czuję się, kiedy jednak się przełamię, wyjdę z domu, pójdę na spacer i poodycham świeżym powietrzem. I wiem już jasno, że nigdy nie będę szczęśliwa żyjąc na pół gwizdka, bez wielkich marzeń i wielkich porażek. I choć mam wrażenie, że w tej chwili nie marzę o niczym poza spaniem i świętym spokojem, to gdzieś tam jednak czuję, że to nieprawda. I zaczynam chcieć, żeby mi znowu na czymś / na kimś mocno zależało.