poniedziałek, 19 października 2015

"Niektórzy mężczyźni nie tolerują arszeniku..." ;)


Prawda, że ładne? :) Nie chodzi oczywiście o zemstę, ale o odzyskanie poczucia siły. Złości nie trzeba się bać, warto nią tylko pokierować tak, aby na tym skorzystać, a nie stracić. Czyli: nie naśladujemy pań z filmiku, bo pójdziemy do więzienia ;)

Jak zatem skanalizować wściekłość, która w stanie ostrym kumuluje się w takim natężeniu, że można by jej użyć nie tylko do oświetlenia średniej wielkości miasta, ale także do wystrzelenia w kosmos średniej wielkości rakiety? Pierwsza Zasada Zachowania Klasy brzmi: żadnego prymitywnego mszczenia się. Każde słowo wykrzyczane w złości i łzach przedłuża proces gojenia się ran, a zarazem stanowi nagrodę dla psychopaty, który dzięki osiągnięciu przez Ciebie temperatury wrzenia, czuje się WAŻNY. Dramatycznymi scenami niczego mu także nie uświadomisz, bo on działa ŚWIADOMIE. Kontroluje się, umie nad sobą panować, kiedy mu się to opłaca, a kiedy wie, że to na Ciebie podziała - odgrywa sentymentalne scenki bądź "wpada w szał". Pierwsze mają Cię uwieść, drugie - zastraszyć.

Olej to. Im szybciej przekujesz chęć zemsty w INWESTYCJĘ w siebie, tym dla Ciebie korzystniej. Nie da się rzecz jasna zrobić tego automatycznie i nikogo nie namawiam do wypierania wściekłości, uważam wręcz, że jej pojawienie się świadczy o rozpoczęciu procesu zdrowienia. Gorąco zachęcam natomiast do uprawiania sportu (może być np. strzelnica ;), odreagowywania przez sztukę, wielkie porządki, wielkie zakupy, wyjazdy, cokolwiek, co może pomóc. Seryjne rozbijanie (byle brzydkich i niepotrzebnych) naczyń też wcale nie jest głupie. Nie zawsze trzeba być miłym i grzecznym, czasami wręcz nie wolno. Bardzo uwalnia także czytanie o mechanizmach rządzących toksycznymi relacjami i stopniowe opanowywanie burdelu w głowie. Ogromnie ważna jest także wymiana doświadczeń z innymi ofiarami. Tę zasadę stosują zresztą, jak widać na załączonym obrazku, bohaterki musicalu "Chicago" ;)

W procesie kanalizowania złości ważne jest jedno - żadnych kontaktów z psycholem. To jest zniżanie się do jego poziomu i branie udziału w grze, w której zawsze przegrywasz - bo tak się kończy starcie człowieka posiadającego sumienie i nieprzekraczającego pewnych granic ze zwyrodnialcem dążącym za wszelką cenę do osiągnięcia swojego CELU. To zresztą najbardziej odrażająca cecha psychopatów - w kontakcie z nimi największe straty ponoszą ludzie najbliżsi, najwrażliwsi, najsłabsi i najbardziej ufni. O ile "zwykły" łobuz powie: "ty, mała, podobasz mi się, chciałbym cię przelecieć, ale wiesz, mam rodzinę i nie mam ochoty, żeby ktoś się o tym dowiedział" (taki komunikat jest oczywiście obrzydliwy, ale jakoś tam brutalnie szczery), o tyle psychopata powie Ci: "kocham Cię, czekałem na Ciebie całe życie, nie możesz odejść, bo to mnie zabije", a potem zażąda nie tylko Twojego ciała, ale przede wszystkim serca. Nie będzie miał na tyle honoru, żeby poszukać sobie "do zabawy" kobiety równie cynicznej, jak on. On będzie chciał się pobawić człowiekiem ideowym, łamać stopniowo jego kręgosłup moralny, wyszukując słabe punkty i uporczywie na nie oddziałując. Nie dając nic w zamian, będzie chciał, żeby ktoś zostawić dla niego wszystko, co do tej pory było mu drogie. A po co? A bo tak. Dla zabawy. Straszne? Straszne. Jedyne rozwiązanie zatem to WIAĆ, a potem namierzyć własne słabe punkty, które uczyniły nas podatnymi na tego rodzaju chory układ. I to im trzeba wypowiedzieć wojnę, nie psychopacie. Jego i tak się nie zmieni, szkoda czasu.

4 komentarze:

  1. Megi
    Tak złość to podstawa, mi tez bardzo pomogła.
    Czasem oczywiście natchnie mnie jakaś myśl aby kogoś hmm rozwalić, wygarnąć mu, udowodnić, już nawet nie wiem co.., ale poprzeklinam pod nosem lub na głos w samochodzie, zapytam sama siebie, czy na pewno tego chcesz??wracać do tego shitu?do manipulacji, smutnych oczek i misia ofiary?? I trzymam się tylko tego- ZERO KONTAKTU, a ze złości - porządkuje zaległe sprawy, odhaczam kolejne rzeczy które mogłam zrobić już dawno temu,odzyskuje dni i miesiące, wyrzucam ciuchy w których kiedyś chodziłam, a on mnie dotykał, czuje jak w tym wszystkim rodzi się ktoś nowy, nowa Ja:-) To rozstanie było dla mnie jak walka o życie. Bardziej szanuje nawet drobiazgi teraz, relacje i siebie przede wszystkim.
    Pozdrawiam
    Fajnie piszesz, trafia to do mnie.
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, Megi, Ty też fajnie piszesz, pisz! :) Doskonale Cię rozumiem, bardzo długo nie mogłam zaakceptować tego, że NIE rozstaniemy się w przyjaźni, że NIE zachowamy do siebie szacunku i że NIE "udowodnię" mu niczego. Niestety, wszystkie próby powyższego okazywały się jedynie kolejnymi pułapkami. Zapewne zresztą doskonale to znasz - miś "zrozumiał", oczka mokre, "bo tak mnie skrzywdził", ale żadnych ustalonych w tym niby-olśnieniu zasad nie będzie respektował. A dlaczego? Ano dlatego, że tak strasznie przecież kocha :) No i nie wytrzyma bez kontaktu, jakkolwiek ten kontakt byłby dla "kochanej" osoby zabójczy. No nie ma rady, żeby się uratować, trzeba nad swoją naturalną chęcią "wytłumaczenia" i "udowodnienia" zapanować i zrozumieć, że dla swojego dobra absolutnie nie wolno tego robić. Serdeczne gratulacje dla Ciebie za wytrwałość i siłę woli! Wiem, jakie to trudne, ale zarazem wiem, jak bardzo opłaca się ta inwestycja. "Nowa Ja" to nagroda za ten wysiłek. I najlepsza "zemsta" na psychopacie - możesz mu rzucić na pożarcie najwyżej starą wylinkę, Ciebie już w niej dawno nie ma :) Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  2. zastanawiam się dlaczego we mnie nie ma złości...ani potrzeby zemsty..uwalniałam się od niego 14 lat...byłoby szybciej gdybym słuchała przyjaciół..trudno..cały czas czytałam literature na temat toksycznych relacji,psychologowie..przyjaciólka psychoterapeutka...im bardziej we mnie walił tym bardziej byłam spokojna..mierzyłam go swoją miarą...nie przyjmowałam do wiadomości znaków o jego podwójnym?...potrójnym..?ojtam..wielopoziomowym życiu...dopiero raport detektywistyczny mnie otrzeżwił...wtedy zaczęła się eskalacja niszczenia...bo go przejrzałam...przyjęłam to lekko...mówię Wam..trzeba spaść na dno tego bagna...teraz bez kontaktu..tylko prawnicy...powiedział ze wyda wszystkie pieniądze zeby mnie zniszczyć...powiedziałam ze nic z tego,bo moja siła jest we mnie..to ich najbardziej dobija...i nowa sukienunia i super szpilki na sprawie rozwodowej..i czerwone pazurki..i głowa do góry i uśmiech...i już mu chyba wieloletnia kochanka nie wystarcza...chciałby do mnie...domu..dzieci...przegrał to co miał najcenniejsze.. i dopiero sobie uświadomił...

    OdpowiedzUsuń
  3. Megi
    Czekam na dzień, kiedy nie będzie go już w moich myślach. Ja uciełam relację bez dowodu winy, że tak powiem, na podstawie odczuć, zachowań, relacji które były z inną koleżanką i tzw. sex wisiał w powietrzu miedzy nimi..a ja na to patrzyłam i kopara mi opadła, moja kobiecość hmm się rozleciała..pozniej smsy bez opamiętania z innym laskami, już nie mógł się opanować, a może na złość bo zaczęłam "fikać" i zrywać sie ze smyczy, tak robił. Zostały mi w głowie znaki zapytania..i długo siedziało, "czy ja dobrze robię, czy może oszalałam..i wymyślam". Więc czekam, a kolejne tygodnie i miesiące ukazują mi jak bardzo zaburzony człowiek to był, i ja jak bardzo się bałam go..i jak sama siebie okłamywałam. Ta relacja pokazała mi moje słabości, czytam o tym nieszczęsnym poczuciu swojej wartości, kobiecości, uzależnieniach emocjonalnych i powoli odkrywam na nowo świat, siebie. Dużo obserwuję, mniej uczestniczę, bo emocjonalnie to przyznam miś mnie WYEKSPLOATOWAŁ do cna. A ja jeszcze próbowałam ten jego hmm świat zrozumieć i miałam poczucie winy , że ni h..ja nie rozumiem o co mu caman? błahahahaa

    OdpowiedzUsuń